MM: „Crowded Head” to synonim współczesnych czasów – szybkich, przeładowanych, burzliwych. W was też zdaje się kotłowało przy tworzeniu tej płyty.
MR: Oj, gotowało się... Gotowało się przed, w trakcie i gotuje się w nas teraz, kiedy płyta jest już dostępna. W zasadzie to nie pamiętam czasu, żeby się u nas nie gotowało (śmiech). „Crowded Head” zawiera kawałki, które gramy od dawna. Na przykład „Tri Martolod” gramy od 1998 roku. A z kolei „Soggy’s” ma tylko 3 lata. Aranż do tego utworu powstał na trasie we Włoszech w towarzystwie pianistki Agi Derlak. Na płycie nagraliśmy je oczywiście w nieco zmienionych wersjach. Inne utwory są z kolei nieco młodsze, bo powstały mniej więcej na pół roku przed wejściem do studia.
MM: Wiem, jaka historia kryje się za „Bedlam Boys”. Nie myśleliście o stworzeniu konceptu wokół postaci Toma, bohatera tej pieśni?
MR: Właśnie dlatego zrobiliśmy klip do tego utworu. Koncept albumu wokół Toma jednak nie powstał, ponieważ z jednej strony jest główną postacią, a z drugiej odnosi się wrażenie, że co chwilę bohaterem jest kto inny. Tom jest tylko pretekstem, bo to postać kumulująca wiele innych charakterów. Jest pacjentem szpitala psychiatrycznego w Bedlam, a jednocześnie obiektem miłości Maudlin, która też się pojawia w tym utworze. Nie wiadomo, czy ona także jest pacjentką, czy zmierzała, żeby go spotkać... Jest jeszcze druga wersja tej piosenki, która w tytule zawiera jej imię. Jedna z tych piosenek to plagiat, który powstał jednocześnie na drugim końcu Wysp Brytyjskich. Do dzisiaj nie wiadomo który nim jest.
MM: Powiedzieliście, że „Here’s To The Health Company” to pieśń piracka, zainspirowana ścieżkami dźwiękowymi do gier przygodowych, planszówek. Tymczasem dla mnie to jest pieśń pijacka – non stop wznoszone są w niej toasty...
MR: To jest pieśń zwycięska, ponieważ te toasty są wznoszone właśnie dlatego, że wszystko się udało i łupy są bogate, a dziewczyna piękna (śmiech). Zasadniczo już zacumowali i mają się rozchodzić, ale wszystko jeszcze załatwiają na pokładzie statku (śmiech).
MM: A tymczasem o alkoholu, a w szczególności o whisky opowiada „Stick To The Cratur” – jedyna pieśń acapalla na płycie.
MR: Tak, to analiza życia będąc chlorem. Trochę na zasadzie, gdy ktoś mówi: „O, jakie to straszne, że pijesz alkohol”, na co z drugiej strony padają słowa: „Poczekaj, poczekaj, bo jest bardzo dużo argumentów za tym, by się jednak napić, więc pozwól, że opowiem Ci od początku... Jak byłem mały, potem jak się uczyłem. No, nie przebrnąłbym przez szkołę, gdybym nie pił...” (śmiech). To przezabawna analiza każdego aspektu, a jednocześnie bardzo inteligentna pieśń.
MM: A swoją drogą - lubicie whisky?
MR: Różnie. To zależy od nastroju. Większość zespołu bazuje na whisky, natomiast dominuje u nas jednak burbon czyli bimber kukurydziany, bo inaczej reaguje nasz krwiobieg (śmiech).
MM: Z kolei „Mountain Pass”, to jeden z najpiękniejszych fragmentów płyty. Czy to ilustracja irlandzkich klifów?
MR: Bardzo chcieliśmy mieć taki utwór. Marcin (Rumiński – multiinstrumentalista, jeden z założycieli Shannon – przyp. MM) wymyślił właśnie, żeby w tym utworze odbijały się góry i różne piękne widoki. Myśleliśmy między naszymi wspaniałymi górami, a nowozelandzkimi, bo są zjawiskowe, oraz bałkańskimi. Te ostatnie głównie ze względu na flet, który jest poprowadzony właśnie w stylu bałkańskim, aż do momentu, w którym się to zagęszcza i bardziej kojarzy z krainami celtyckimi. Wymyśliliśmy tytuł już po tym jak Marcin zagrał melodię, ja zorkiestrowałam, a Marcin Drabik ożywił, dogrywając skrzypce.
MM: Skoro jesteśmy przy różnych krainach - wnioskuje, że takim miejscem jest także tytułowy Shamrock Shore?
MR: Tak. Chodzi o Szkarłatną Wyspę – Wyspę Koniczyny , czyli po prostu o Irlandię.
MM: Z kolei mocno zaskoczył mnie „Ganja Man”. Reggae z muzyką celtycką bardzo dobrze się tu komponuje.
MR: Muzycznie jest to zasługa Groove Brothers, a czaderski wokal to sprawka Marcina. Nawijka reggae to jedna z jego rozlicznych manier głosowych. Potrafi jeszcze inne cuda, a to jest jeden z nich (śmiech)
MM: Zastanawiam się, czemu nie jesteście dziś w takim miejscu jak np. grupa Carrantouhill?
MR: Odpowiem dość cynicznie – jest to wynik bardzo różnych działań biznesowych. W naszym zespole ogromną część czasu poświęcamy na robienie muzyki. To jest coś, czym zajmujemy się w pierwszej kolejności i jest naszą główną aktywnością. Wychodzi nam to najlepiej i odpowiednio nas nakręca. Natomiast o wiele gorzej idzie nam załatwianie interesów. I tym właśnie różnimy się od Carrantouhill. Od takich rzeczy jest menedżer, a znaleźć dobrego menago wcale nie jest tak łatwo. W większości zespołów z naszego niezależnego nurtu, które są obrotne, menedżer jest członkiem zespołu. Tak to wygląda i jest to bardzo niedoskonała machina. Stąd zachodzą u nas zmiany...
MM: A czy Ryczące Shannon jeszcze istnieje?
MR: Projekt wspólny nie istnieje od bardzo wielu lat. Nasze drogi się rozeszły dawno temu. To był jednorazowy projekt w składzie, który funkcjonował ponad 10 lat temu. Zawiązało się to na jeden lub dwa sezony koncertowe i tyle. Sama znam ten temat w większości z opowieści.
MM: Co dalej?
MR: Jest wspomniany klip do „Bedlam Boys”, co dla nas też jest sporym wydarzeniem, bo nie robiliśmy teledysku od kilkunastu lat. A tutaj scenariusz, reżyserka teatralna, scenografka, kierownik produkcji itd. Poważna sprawa! Byliśmy z jednej strony rozemocjonowani, a z drugiej przerażeni, bo nie byliśmy pewni, jak nam poszło (śmiech). Każdy z nas przeżywał pierwsze zetknięcie z tą materią. Poza tym koncerty. Marzy nam się prawdziwa, długa trasa w starym dobrym stylu. No i za jakiś czas nowa płyta, bo mamy już kilka nowych kawałków.
MM: Zatem trasy i nowej płyty wam życzę i dziękuję za rozmowę.
MR: Dziękuję!
Foto: Willie Dillon
Amerykański duet zaprezentuje się 25 czerwca w łódzkiej Atlas Arenie.
Bracia Leto wystąpią 9 maja w krakowskiej Tauron Arenie.
Grzegorz Turnau nagrał płytę z coverami utworów takich artystów jak: The Beatles, Paul McCartney, Billy Joel, Donald Fagen, Sting czy Queen.
Płyta będąca owocem kolaboracji Nergala z grupy Behemoth oraz weterana polskiej sceny rockowej Johna Portera. Album przesłuchał i ocenił Jakub Oślak.
Wielokrotnie nominowany do nagrody Grammy, hardrockowy zespół GODSMACK opublikował pierwszy zwiastun swojego nadchodzącego, ósmego studyjnego albumu.
Amerykańska grupa Godsmack zagra w tym roku w Polsce nie raz, a dwa razy.
Warszawski występ amerykańskiej formacji Godsmack, który pierwotnie miał się odbyć 22 listopada, został przełożony na 26 marca przyszłego roku.
"Bedford School" to tytuł nowego singla Grzegorza Turnaua zapowiadającego identycznie zatytułowaną płytę artysty.
22 listopada w warszawskiej Progresji zagra amerykańska formacja Godsmack.
Zespół Godsmack zaprezentował przezabawny klip do piosenki „Bulletproof”, która zapowiada nową płytę amerykańskiej formacji, "When Legends Rise". Premiera albumu: 27 kwietnia.
Grupa Thirty Seconds To Mars zaprezentowała drugi singiel z ich nadchodzącego, piątego studyjnego albumu.