Marcin Kindla

Marcin KindlaGrzegorz Szklarek
Marcin Kindla to jeden z czołowych polskich kompozytorów, wokalista oraz multiinstrumentalista. Właśnie ukazał się jego nowy, dwupłytowy album zatytułowany "2.0". W związku z premierą tego wydawnictwa muzyk udzielił nam wywiadu.

- Właśnie ukazała się Twoja nowa, jubileuszowa płyta z okazji Twojej 20 rocznicy pracy artystycznej. Na albumie znalazły się jednak nie tylko nowe utwory…

- Zgadza się. Większość utworów, które trafiły na „2.0” ma swoje korzenie kilka lat. Jedynie trzy piosenki powstały ostatnio. Tym albumem chciałem zamknąć okres ostatnich kilku lat mojej pracy artystycznej. Na drugim krążku, który wchodzi w skład tego wydawnictwa, znalazł się zapis koncertu w Polskim Radiu Katowice. I to jest już klasyczne, jubileuszowe wydawnictwo.

- Czyli jest to takie Twoje „the best of” z ostatnich 5 lat?

- „The Best of” to może nie, gdyż są na „2.0” głównie utwory, których nie znajdziesz na żadnym moim wcześniejszym wydawnictwie. Jedynym wyjątkiem jest kompozycja „Od kiedy Cię mam (dla Nikosia)”, która pochodzi z kompilacji „Tatusianki”. Zaś o „the best of” możemy mówić w przypadku wspomnianego już zapisu koncertu z Katowic, gdyż tam znajdują się piosenki zarówno z czasów koncertów z grupą Kindla, jak i z mojej dotychczasowej działalności solowej.

- Dlaczego przez te 5 lat, między tą a poprzednią płytą, niczego nie wydałeś?

- Główną przyczyną była moja współpraca z innymi artystami i rozwijanie się na innych płaszczyznach muzycznych. Ale z drugiej strony, gdyby nie ta przerwa, to nie byłoby mojej współpracy z Neilem Taylorem (brytyjski gitarzysta znany ze współpracy między innymi z Robbiem Williamsem-przyp.GS), a płyta „2.0” pewnie miałaby inny kształt. A tak wszystko się fajnie zgrało czasowo: to dwudziestolecie, ten koncert w Katowicach. Wiesz, nie mam ciśnienia, aby często wydawać płyty, nie ścigam się z innymi artystami w ilości nagranych albumów. Nagrałem taką płytę jaką chciałem stworzyć, nie zastanawiałem się, czy te piosenki trafią na playlisty dużych stacji radiowych. Gdyby tak było to nie podszedłbym tak klasycznie do nagrania kompozycji „To nie mój czas”. Są tam żywe instrumenty, kontrabas, klasyczne pop-rockowe brzmienie. Nic tu nie jest „skrojone” pod playlistę.

- Jak doszło do Twojej współpracy z Neilem Taylorem w „To nie mój czas”?

- Neil skontaktował się ze mną w zupełnie innej, kompozytorskiej sprawie, zupełnie nie związanej z moją płytą. Mailowaliśmy do siebie i w pewnym momencie pomyślałem sobie, że chciałbym zaprosić do nagrania tej kompozycji jakiegoś znanego gitarzystę. Myślałem o jednym z polskich muzyków, ale potem doszedłem do wniosku, że lepiej będzie zaprosić kogoś, kto nie jest jeszcze tak bardzo znany na polskim rynku. Złożyłem propozycję Neilowi, a on odpowiedział: „Jasne, nie ma problemu. Wyślij mi piosenkę i jeśli tylko mi się spodoba, to nagram partię gitary”. Wysłałem mu, po 15 minutach odpisał: „Świetny kawałek – gramy”. Zapytałem go o studio w Londynie, odpowiedział, że ma tam takie małe studyjko ze znajomym basistą od Robbiego Williamsa (śmiech). Poleciałem do Londynu, spotkaliśmy się, wyściskaliśmy się jakbyśmy znali się 150 lat. Bardzo fajny, normalny człowiek. Patrząc na listę artystów, z którymi współpracował, to powinienem był sznurować mu buty.

- W utworze „Szęściem” wystąpiła Maria Niklińska. To Twój pierwszy duet damsko-męski…

- Tak, zgadza się. Z Marią skontaktowałem się podczas produkcji charytatywnej płyty „Zwierzaki. Bez chłopaków dla dzieciaków”. Zaprosiłem wówczas różne wokalistki i w studiu spotkałem się między innymi z Marią. Bardzo spodobała mi się barwa jej głosu. Zaproponowałem jej duet, a następnie wyprodukowałem jej cały album „Maria” z 2015 roku. Ona ma coś magnetycznego w głosie, a w dodatku jest świetną autorką tekstów.

- Czy to prawda, że masz zamiar po wydaniu „2.0” zrobić sobie małą przerwę w działalności?

- Na pewno na razie nie chcę wydawać kolejnej płyty jako Marcin Kindla. Chcę na razie koncertować do końca roku i zobaczymy, co będzie dalej. Mam trochę planów kompozytorskich i próbuję swoich sił zagranicą. I to mnie chyba teraz najbardziej interesuje.

- Bliższe Twemu sercu jest granie akustyczne czy elektryczne?

- Chyba jednak akustyczne. Gitara akustyczna jest mi najbliższa, gdyż na niej najczęściej komponuję. Natomiast odpowiada mi też forma koncertu akustycznego, gdyż najczęściej takie koncerty są w mniejszych miejscach, w których jest lepszy kontakt z publicznością. Taka kameralność bardziej mi odpowiada niż na przykład duże imprezy plenerowe. Z tego co słyszałem także ludziom, którzy byli na tym koncercie także podobała się taka forma występu. Po tym koncercie w Radiu Katowice marzy mi się taka trasa po miejscach dla 150-200 osób.

- Jak wygląda Twój bilans zysków i strat po tych 20 latach?

- To jest bardzo ciekawe pytanie i nie jestem w stanie odpowiedzieć na nie tak natychmiast. Na pewno znalazłyby się jakieś rzeczy, które zrobiłbym inaczej. Może kilka decyzji byłoby innych? Dziękuję losowi, że dał mi, prostemu chłopakowi ze Śląska, z górniczego familoka, możliwość pracy w branży muzycznej, życia z muzyki i podróżowania po świecie. Mogę współpracować ze światowymi kompozytorami i to jest największe szczęście, które z całych sił pielęgnuję. Nie chcę także zapominać skąd pochodzę, bo mocno mnie to sprowadza na ziemię. Patrzę w przyszłość z optymizmem. Także bilans jest zdecydowanie na plus.

- Jest szansa na reaktywację grupy Kindla?

- Myślę, że nie ma szansy. Wystąpimy wspólnie z bratem podczas koncertu 25 czerwca w Świętochłowicach podczas mojego dużego koncertu jubileuszowego, ale rozdział pod nazwą Kindla jest dla nas definitywnie zamknięty. 

- Dziękuję za rozmowę. 

Polityka prywatnościWebsite by p3a

Używamy plików cookie

Ta strona używa plików cookie - zarówno własnych, jak i od zewnętrznych dostawców, w celu personalizacji treści i analizy ruchu. Więcej o plikach cookie