Devin Townsend

Devin TownsendMaciej Majewski
Devin Townsend należy do najbardziej twórczych gitarzystów na naszej planecie. Gdy tylko skończył trasę koncertową, promującą epickie „Z²”, od razu przystąpił do realizacji kolejnej, siódmej już płyty Devin Townsend Project, zatytułowanej „Transcendence”. O tym, co kryje się za tą produkcją, o zmianach, jakie zaszły w jego życiu, a także o wspomnieniach z ostatnich polskich koncertów, artysta opowiedział podczas długiej rozmowy naszemu dziennikarzowi Maciejowi Majewskiemu.

MM: Widziałem Twoje dwa ostatnie koncerty w Warszawie i po tym drugim – w klubie „Stodoła” (w marcu 2015 roku – przyp. MM), widząc Cię podczas bisu, pomyślałem sobie, że musisz być wykończony i potrzebujesz odpoczynku. Chodzi o to, że przez cały występ kipiałeś energią, a pod koniec wyglądałeś jakbyś opadał z sił. Kiedy niedługo później dowiedziałem się, że nagrywasz nowy album, zacząłem się zastanawiać, czy Ty kiedykolwiek odpoczywasz?

DT: (śmiech) Doskonale wiem, o czym mówisz, ponieważ pamiętam tamten koncert i byłem na siebie mocno wkurzony o to, co na nim zaprezentowałem. Do tego podczas bisu na scenie pojawił się jakiś dzieciak... Kiedy zszedłem ze sceny, pomyślałem: „Co to kurwa było?!”. Tamten koncert był dla mnie ogromnie ważny i cieszę się, że poruszyłeś ten temat. Publiczność była znakomita, wszyscy byli uśmiechnięci, na backstage’u też wszystkiego dopilnowano. A ja nie byłem w stanie zagrać dobrego koncertu... I kiedy na scenie pojawił się ten dzieciak, który przypomniał mi o moim synu... To był dla mnie dziwny wieczór... Więc obiecałem sobie, że gdy pojawię się w Polsce znowu, zagram zajebisty koncert. Czekam na ten moment z niecierpliwością.

MM: Wspomniałeś, że podczas pisania muzyki na “Transcendence”, skoncentrowałeś się wyłącznie na sobie bez – jak to określiłeś - obwiniania innych za to, że coś robią inaczej, bo się zmienili. Czy to znaczy, że przeszedłeś jakąś wewnętrzna przemianę?

DT: O tak. Myślę, że wszyscy przechodzimy takie przemiany raz na 2-3 lata, a nawet częściej. To naturalny proces, który dotyka każdego z nas. U mnie wiąże się to także z przypływem inspiracji. Nie mogę pisać bez tego na zasadzie: to jest piosenka o ciężarówce, a ta o kobiecie. Nie – musi za tym stać coś więcej, jakaś więź emocjonalna. Więc tak – przeszedłem taką transformację, natomiast nie chcę z tego robić jakiegoś wielkiego „halo”.

MM: Wspomniałeś też, że podczas procesu tworzenia ”Transcedence” uczyłeś się na nowo integrować. Z kim lub z czym się zatem integrowałeś?

DT: Dobre pytanie. Wydaje mi się, że chodzi o zintegrowanie się z własnym umysłem i sposobem myślenia, który z niego wypływa. Z wiekiem zmienia się nie tylko ciało, ale także sposób postrzegania pewnych rzeczy. W moim przypadku doszło do tego, że zacząłem widzieć swoje ciało i swoją osobowość w dość negatywnym świetle. Zacząłem więc ćwiczyć. Nie jakoś intensywnie, ale na tyle często, by stać się w jakiś sposób proaktywny. To mnie zmieniło, bo na nowo zacząłem się ze sobą integrować, nie tylko fizycznie, ale także mentalnie. Nie stało się to też od razu, lecz zajęło trochę czasu. Nie chcę zrobić z siebie mięśniaka, ale chcę czuć się dobrze i dobrze wykonywać swoją pracę, zwłaszcza, że dość szybko się męczę. Zmiana trybu funkcjonowania wpłynęła także na moją muzykę. Dam Ci przykład – przez lata miałem obsesję na punkcie sprzętu gitarowego i wszystkich tych bajerów z nim związanych. Wiele firm zajmujących się produkcją takich komponentów uznało, że będę odpowiednią osobą, która nadawałaby się do promowania ich produktów. Nagle zacząłem dostawać mnóstwo tego typu sprzętu. Trochę jak spełnienie dziecięcych marzeń. Ale w pewnym momencie zacząłem zdawać sobie sprawę, że nie potrzebuje aż tyle sprzętu. Zacząłem sprawdzać te wszystkie pedalboardy, efekty oraz wzmacniacze i doszedłem do wniosku, że to jest coś czego pragnąłem w przeszłości, a obecnie nie muszę tego mieć. Zacząłem więc się tego pozbywać, co rozpoczęło cały proces, którego wynikiem jest m.in. „Transcendence”.

MM: A czemu jeszcze raz postanowiłeś nagrałeś ”Truth”, który znamy już płyty “Infinity” z 1998 roku?

DT: Kiedy nagrywałem „Infinity”, mocno eksperymentowałem z narkotykami i alkoholem. I gdy wówczas napisałem „Truth”, uznałem, że to świetny utwór. Ale ze względu na to, co działo się wówczas w moim życiu, spierdoliłem tę płytę. Może nie w sposób odczuwalny dla odbiorców, ale dla mnie samego. Szukałem okazji, by móc ponownie nagrać właśnie ten utwór, ponieważ jest on dla mnie bardzo ważny. Teraz, gdy zmieniłem swój styl życia, a moje otoczenie jest dużo zdrowsze, niż w 1998 roku, doszedłem do wniosku, że ten utwór powinien otwierać „Transcendence”. Ma to też związek z tym, że ta płyta jest prawdopodobnie ostatnim albumem nagranym przeze mnie w taki sposób, więc chciałem, żeby te utwory układały się poniekąd jak puzzle.

MM: Właściwie każda piosenka na “Transcendence” jest istotna i w jakiś sposób kluczowa. Natomiast największe wrażenie zrobił na mnie utwór “Higher”. Brzmi jak mini opera. Co kryje się za tym utworem?

DT: Główna część tej piosenki mi się przyśniła... Natomiast historia w niej ujęta jest metaforą. Bohaterem jest człowiek, uwikłany w jakąś gnijącą relację – w związku lub na przykład w pracy, będący jednocześnie na skraju wyczerpania. Jest bliski poddania się. Zagłębia się więc w swojej najciemniejszej stronie, by dowiedzieć się, czy rzeczywiście jest taką osobą, czy tylko poddał się zastanej sytuacji. W części środkowej utworu walczy z mroczną stroną swojej osobowości. Pod koniec zaś następuje przełamanie i zwycięstwo tej osoby, która ostatecznie nie pozwala na tkwienie w trudnej sytuacji, w której się znalazła. Uważam, że czasem po prostu trzeba zmienić ścieżkę, po której podążamy i nastawienie, które mamy.

MM: Na płycie gościnnie pojawia się kilka śpiewających pań: Anneke Van Giersbergen (ex-The Gathering - przyp. MM), Ché Aimee Dorval, Katrina Natale, a także pięcioosobowy chór o nazwie Tigers In A Tank. Przyznaję, że mam problem z ustaleniem, kto śpiewa w którym utworze...

DT: Chór śpiewa w każdym utworze. Zamierzamy wypuścić materiał dokumentalny na temat nagrywania tego albumu, więc będziesz mógł się przekonać, jak to wyglądało. Che i Katrina są lokalnymi wokalistkami, a zarazem moimi przyjaciółkami i dlatego je zaprosiłem. Na płycie dublują moje partie – chociażby w „Truth”. Katrina śpiewa także w „From The Heart”. Na tej płycie nie ma wielu żeńskich wokali w porównaniu chociażby do „Epicloud”, czy „Sky Blue”, gdzie było ich mnóstwo. Decydując się na wokalistki, wiedziałem, że chce mieć na płycie Anneke, ponieważ jest niesamowita i dlatego słychać ją na płycie chociażby w „Secret Sciences”.

MM: I rzeczywiście było 60 piosenek, spośród których wybrałeś te, które znalazły się na “Transcendence?”

DT: Ukończonych miałem 40, ale rzeczywiście pomysłów łącznie było 60

MM: Co zatem stanie się z pomysłami, których nie wykorzystałeś teraz?

DT: 11 z nich znajdzie się na dysku bonusowym. Wiesz, tych pomysłów było bardzo dużo, ale nie wszystkie były odpowiednio dobre. Niektóre jednak postanowiłem pokazać i stąd ten dodatkowy dysk. Takich niedokończonych kawałków mam całe mnóstwo. Piszę praktycznie cały czas. Nawet wczorajszej nocy napisałem piosenkę. Nie pamiętam jej, ale na szczęście ją zapisałem (śmiech). Bardzo często tak robię. Piszę jakiś utwór, zapisuję, a potem o nim zapominam. Gdy przeglądam moje twarde dyski, łapię się za głowę i stwierdzam: „Jasna cholera, ile tego jest...” (śmiech).

MM: Cały czas podkreślasz, że Devin Townsend Project to projekt solowy. Słuchając “Transcendence”, zastanawiam się, jak daleko potrafisz przesunąć swoją kreatywność i muzykalność. Mam wrażenie, że w pewnym momencie Twoje twórcze zapędy mogą rozsadzić ramy, w których poruszasz się w Devin Townsend Project.

DT: Masz rację i bardzo trafnie to ująłeś. Widzisz, tworzenie w ramach tego projektu jest sporym wyzwaniem, ponieważ nie chcę zawieść słuchaczy. Bardzo łatwo jest być superegoistą, jeśli chodzi o tworzenie muzyki na zasadzie: teraz będę tworzył tylko symfonię albo teraz będę grał tylko ciężkie rzeczy i nic więcej. A to właśnie dzięki odbiorcom mojej twórczości mogę tworzyć taką muzykę, jaką chcę. Dlatego nadal chcę próbować różnych rzeczy, które zafunkcjonują dobrze w studiu i sprawdzą się także na żywo. Poza tym w Devin Townsend Project sytuacja jest bardzo zdrowa i korzystnie na mnie wpływa. To grupa dobrych ludzi, świetnych muzyków, która w dodatku ma świetne przyjęcie wśród publiczności. Nie mam zatem żadnych wymówek, by nie robić czegoś dalej z tym projektem. Pracuję naprawdę ciężko, by tworzyć płyty, na których zależy nie tylko mnie, ale także innym. I – odnosząc się do Twojego pytania – jak daleko mogę z tym pójść? Sam nie wiem, czy faktycznie mogę to przesunąć jeszcze dalej. Pomysły, które chce zrealizować w przyszłości dotyczą symfonii i twórczej kolaboracji z innymi artystami w ramach nowych projektów. Mam ochotę po prostu na nowo ześwirować na punkcie muzyki, natomiast rzeczywiście nie wiem, czy zrealizuje to wszystko w ramach DTP. Ale... mówię tak właściwie po każdej płycie (śmiech). Po prostu trzeba dać temu trochę czasu.

MM: W lutym miałem przyjemność rozmawiać z Adrianem Belewem. Powiedział mi wówczas, że nie ma czasu słuchać innych artystów, ponieważ jego własna muzyka pochłania go całkowicie. Zastanawiam się, czy u Ciebie nie jest podobnie?

DT: Nic z tych rzeczy! Słucham głównie twórczości innych artystów, bo nie mam ochoty obcować wyłącznie ze swoją muzyką (śmiech). Na przykład kiedy odpoczywam – tak w nawiązaniu do początku naszej rozmowy – tak, odpoczywam (śmiech), to nie mam ochoty słuchać swojego grania. A ponieważ kocham muzykę i jest ogromną częścią mojego życia, słucham jej całe mnóstwo. Ciężko mi wskazać poszczególnych artystów, bo jest ich zbyt wielu. Uwielbiam słuchać innych i czerpać inspirację z ich twórczości.

MM: W lutym 2017 zagrasz z DTP w Polsce dwukrotnie. Wykonacie w całości “Transcendence”?

DT: Nie sądzę, choć pomysł jest świetny. Mamy jednak wiele innych piosenek, które ludzie chcieliby usłyszeć. Jednego jednak możesz być pewien – najbliższe koncerty w Polsce są dla mnie niezwykle ważne, gdyż chce zatrzeć fatalne wrażenie, jakie sprawiłem podczas poprzednich występów w Twoim kraju. Więc jeśli tylko zjawisz się na tych koncertach, to mam nadzieję, że uda mi się zrealizować moje zamierzenie i wszyscy będą zadowoleni. Nie mogę się już ich doczekać, ponieważ uwielbiam Twój kraj i polską publiczność.

MM: Dziękuję Ci zatem bardzo za rozmowę i do zobaczenia na koncertach.

DT: Dzięki stary!

Foto: devintownsend.com  

Koncerty Devin Townsend Project w Polsce: 

18.02.2017. Kraków, Kwadrat

19.02.2017. Warszawa, Stodoła

Info: www.livenation.pl oraz www.stodola.pl 

Powiązane materiały

Devin Townsend wróci do warszawskiej Stodoły

An Evening With Devin Townsend odbędzie się 5 kwietnia w warszawskiej Stodole.

9.11.2018
Polityka prywatnościWebsite by p3a

Używamy plików cookie

Ta strona używa plików cookie - zarówno własnych, jak i od zewnętrznych dostawców, w celu personalizacji treści i analizy ruchu. Więcej o plikach cookie