Fun Factory

Maciej Majewski
W 2013 roku legenda eurodance Fun Factory powróciła na scenę w niemalże oryginalnym składzie, znanym z początku lat 90. Właśnie ukazała się nowa płyta grupy zatytułowana „Back To The Factory”, zawierająca na nowo nagrane stare utwory zespołu, kilka remiksów oraz zupełnie premierowy materiał. Rok po poprzednim wywiadzie dla naszego portalu o zawartości nowego wydawnictwa oraz co nieco o historii eurodance opowiedzieli naszemu wysłannikowi Maciejowi Majewskiemu wszyscy członkowie zespołu: Toni Cottura, Stephan Browarczyk, Balca Tözün i Ski.

MM: Powróciliście w roku 2013. Czemu na nowy materiał musieliśmy czekać aż do 2016 roku?

TC: Powodów było kilka. W latach 90. odnieśliśmy międzynarodowy, a Balca była związana kontraktem z inną wytwórnią, więc nie mogła z nami występować. A ponieważ odnieśliśmy międzynarodowy sukces, nasza wytwórnia zdecydowała, że zamiast niej na koncertach będzie śpiewała Marie-Anett Mey. W ciągu trzech lat zagraliśmy prawie na całym świecie. W 1997 roku zdecydowałem się odejść z grupy, by skupić się na innych produkcjach. Zespół przez jakiś czas kontynuował działalność, a w pewnym momencie zakończył głównie z powodów prawnych. Producenci, którzy pracowali w początkowym okresie działalności grupy nie płacili nam odpowiednio, a co więcej – nie posiadali praw do wykorzystywania mojego i Balcy głosu. Stąd na przykład nie pojawiła się żadna składanka w stylu „best of”. Próbowano reaktywować zespół, ale bez oryginalnego składu nie miało to sensu. W związku z tym zadzwoniłem do Steve’a (Browarczyka, jednego z założycieli Fun Factory – przyp. MM) i do Balcy z pytaniem, czy nie zgodziliby się na reaktywację w oryginalnym składzie, by pokazać ludziom prawdziwe Fun Factory. Zdecydowaliśmy, że będziemy występowali Roda D. (Rodneya Hardisona – występował z zespołem jako wokalista w latach 90. – przyp. MM) głównie dlatego, że mieszka on na stałe w Stanach, więc musiałby za każdym razem przylatywać na koncerty. Stąd więc pojawił się Ski (Anthony Freeman – raper z Nowego Jorku, który nagrywał dla wytwórni Booya Records – przyp. MM). Zebraliśmy się i w 2013 roku zagraliśmy pierwszy koncert. Od tego czasu nieustannie występujemy, a w międzyczasie pojawił się nowy kontrakt z wytwórnią na nagranie płyty. Stąd „Back To The Factory”, które prezentuje stare hity nagrane na nowo i kilka nowych kawałków.

MM: A czy problemy prawne zostały ostatecznie rozwiązane?

TC: Tak, tę sprawę załatwiliśmy już dawno temu, natomiast Ci, którzy chcieli wykorzystywać nazwę zespołu, nie mogą dziś tego robić. Jeśli raz przegrasz przed sądem w Niemczech proces o prawa autorskie, to już ich nie odzyskasz i nie możesz ich w jakikolwiek sposób wykorzystywać. Dlatego też postanowiliśmy ponownie zarejestrować te utwory razem z Balcą. Dop tego Ski zarapował partie Roda, a Steve rapuje swoje partie oraz nowe rzeczy. Tak to teraz wygląda.

MM: „Back To The Factory” zawiera tylko cztery nowe utwory. Czemu tak mało?

SK: Dobre pytanie (śmiech)

TC: Wytwórnia płytowa ma zawsze jakiś interes, a w przypadku zespołu takiego jak nasz, ale też i wszystkich grup, wywodzących się z lat 90., najlepszym biznesem są stary hity. Jednak ludzie z wytwórni widząc nasze zaangażowanie i świeżość, którą prezentujemy na scenie, zasugerowali nie tylko użycie starych nagrań, ale też stworzenie zupełnie nowych. Stąd pojawiły się nowe utwory i teledyski, a na płycie są zestawione razem ze naszymi starymi utworami nagranymi na nowo. 

MM: Słyszałem singiel „Turn It Up”, który promuje wydawnictwo. Jest udany, tylko czemu taki krótki? Liczy niespełna 3 minuty…

BT: No właśnie. Też się zastanawiamy, czemu tak go potraktowano.

TC: Pierwotnie piosenka była dłuższa. Moje partie rapowane i wersy Ski’ego były dłuższe. Utwór miał 16 wersów. Jednak nasza wytwórnia zdecydowała się go skrócić, ponieważ w Niemczech nie chcą puszczać nagrań, które trwają powyżej 3 minut. Czasem lepiej jest mieć krótszy numer, bo wtedy człowiek nie znudzi się nim tak szybko. Planujemy jednak wypuszczenie remiksu tego nagrania, które będzie już zawierało wszystkie nasze zwrotki i będzie nieco dłuższe. 

MM: Skoro mowa o remiksach - na „Back To The Factory” znajdują się też 4 remixy waszych starych utworów. Sami je dobraliście tych, którzy je zremiksowali, czy te osoby się po prostu do was zgłosiły?

TC: Cała płyta została wyprodukowana przez Erica Chase’a. On jest dj-ejem i producentem, który pracuje w grupie producenckiej realizującej nagrania dla Sheffield Tunes, która zajmuje się m.in. produkcjami Scootera. W studiu należącym do tej grupy pracują m.in. Jerome, czy Phil Speiser, który był znanym deephouse’owym producentem, a dziś jest też członkiem Scootera i odpowiada za projekt SPYZR. Było więc jasne, że to oni zajmą się remiksami tych utworów. Jeden z remiksów zrobił natomiast bardzo dobry producent z Belgii – diMaro.

MM: Czy dzisiaj łatwiej jest tworzyć muzykę, niż w latach 90.? 

TC: Nie, ponieważ dzisiaj każdy może ją tworzyć. Obecnie wszyscy mają laptopa, a dzieciaki chodzą na lekcje keyboardu, za które płacą ich rodzice. Poza tym młodzi ludzie używają dziś narzędzi do tworzenia muzyki, których ja kompletnie nie znam. Kiedyś były tylko wyspecjalizowane studia, w których można było nagrywać taki typ muzyki. Jeśli było Cię na nie stać, albo znałeś kogoś, kto w nim pracował, to mogłeś w nim nagrywać. Obecnie muzyka jest znacznie bardziej wielowymiarowa i multigatunkowa. Poza tym jest dużo więcej sposobów dotarcia z nią do słuchaczy – masz Spotify, iTunes, czy Deezera. Ile jesteś w stanie posłuchać utworów w ciągu jednego dnia? Około 40…

Ski: Dla nas nie jest problemem tworzenie nowej muzyki, ponieważ poruszamy się po stylistyce wypracowanej w latach 90. Natomiast ze względu na mnogość dróg, za pomocą których możemy dotrzeć do słuchaczy, trudniej dziś im muzykę przekazać na dłużej. Tak, by z nimi została na kolejne lata. Możemy siedzieć w studiu każdego dnia i nagrywać nowe rzeczy. Kłopot będzie tylko z dotarciem do większej liczby słuchaczy, którzy są dziś zasypywani ogromną ilością muzyki. 

BT: Wszystkich jest dziś po prostu za dużo, a każdy chce mieć jak najwięcej słuchaczy i móc funkcjonować na rynku. 

MM: Toni, masz spory dorobek także jako producent nagrań. Czy nadal zajmujesz się produkowaniem muzyki dla innych artystów, czy też koncentrujesz się wyłącznie na Fun Factory?

TC: Był taki moment, zwłaszcza w Niemczech, kiedy rynek płytowy zaczął upadać. Wszyscy ludzie z wytwórni płytowych, których znałeś byli zwalniani. Przemysł muzyczny nie wiedział jak poradzić sobie z nielegalnym ściąganiem muzyki i wszechobecnym z tego tytułu piractwem. To był czas kiedy na moment wycofałem się z tej branży. Nie znajdowałem w tym sensu. Oczywiście produkowałem mnóstwo rzeczy w Grecji, czy w Turcji dla wielu artystów, ale nigdy nie miałem poczucia, że któreś z tych nagrań odniosą prawdziwy sukces, ponieważ wytwórnie płytowe nie miały wtedy narzędzi, by wypromować coś w odpowiedni sposób. Musiały się dopiero tego nauczyć. Dziś już wiedzą jak to robić. I gdy zdecydowaliśmy się wrócić w 2013 roku, postanowiłem się skoncentrować wyłącznie na Fun Factory. A ponieważ nie było nas wiele lat, teraz musimy się odpowiednio przypomnieć i to pochłania cały nasz czas. 

MM: Jak myślisz, czemu muzyka z nurtu eurodance z lat 90 dziś powraca?

TC: Ponieważ jest to szczera muzyka. Zobacz, jest tyle gatunków muzycznych. Jest jazz, reggae itd. Ale jazz jest prawdziwy przede wszystkim dla słuchających jazzu. Gangasta rap, czy w ogóle hiphop ze Stanów jest prawdziwy i ważny dla tych, którzy są stamtąd, bo to muzyka ich miejsca zamieszkania. Eurodance powstało w Europie. W Niemczech i we Włoszech miało swoje początki. Była silna scena techno z Westbamem, czy Marushą, ale to za sprawą znakomitych producentów: Torstena Fenslau’a, twórcę Culture Beat (kiedy w 1993 roku dowiedział się, że „Mr Vain” jest na pierwszym miejscu w 16 krajach, umarł na zawał serca – przyp. MM) oraz Michaela Münzinga i Luci Anzilottiego, twórców Snap! Wszyscy wiedzieli, że „The Power” nie jest utworem ich autorstwa. To był undergroundowy hiphopowy kawałek, który ukazał się tylko na winylu, a oni go usłyszeli. Natomiast to, co z nim zrobili, angażując Turbo i Penny Ford, jest genialne. Z kolei „Rhythm Is A Dancer” jest protoplastą całego brzmienia eurodance. To wszystko wyszło od nich. I do dziś wszyscy z tego czerpią.

MM: Bardzo dziękuję za rozmowę.

Powiązane materiały

Fun Factory

Po 20 latach przerwy z nowym singlem powróciła bardzo popularna w latach 90-tych niemiecka gwiazda muzyki euro dance. W związku z premierą utworu "Let's Get Crunk" do Warszawy przyjechali: Toni, Steve, Ski i Balca z Fun Factory. I to z nimi się spotkałem w jednym ze stołecznych hoteli.

3.10.2015
Polityka prywatnościWebsite by p3a

Używamy plików cookie

Ta strona używa plików cookie - zarówno własnych, jak i od zewnętrznych dostawców, w celu personalizacji treści i analizy ruchu. Więcej o plikach cookie