MM: Co tak naprawdę stało się po wydaniu “Broken Valley”? Byłem wręcz przekonany, że po trasie nagracie kolejny album.
AR: My też początkowo byliśmy o tym przekonani. Album się ukazał, a my ruszyliśmy na trasę z Megadeth (w ramach Gigantour – przyp. MM). Niestety okazało, że płyta nie sprzedaje się zgodnie z oczekiwaniami naszej ówczesnej wytwórni - Epic. Potem jeszcze zdarzył się felerny koncert w Sztokholmie, gdzie Keith zareagował dość agresywnie na wyjątkowo drętwą reakcję publiczności. To było dla nas kompletnym zaskoczeniem, bo na poprzednich koncertach w Europie mieliśmy znakomite przyjęcie. W każdym razie spadła na nas krytyka za ten występ. Głównie za brak profesjonalizmu i poszanowania fanów. A my zawsze staramy się dawać z siebie wszystko i chcemy by publiczność też świetnie się bawiła. Wróciliśmy z trasy, a Keith zaczął pracować na solowym materiałem i znów wszystko utknęło.
MM: Wielka szkoda, bo bardzo lubię ten album za jego oldschoolowy sznyt.
AR: Doskonale Cię rozumiem, bo też za nim przepadam. Myśleliśmy wówczas, że będzie to dla nas nowe rozdanie. Cóż, nie udało się...
MM: Mina nagrywała solowe rzeczy. Wy też się nie nudziliście.
AR: Dokładnie. Joey Z otworzył studio nagraniowe (Method Of Groove Studio mieści się w Nowym Jorku – przyp.MM). Sal założył A Pale Horse Named Death, a ja zacząłem zajmować się rysowaniem komiksów i pracowałem przy tworzeniu filmów. Każdy z nas był czymś zaabsorbowany przez kilka lat.
MM: Powróciliście w 2014 roku.
AR: Tak, postanowiliśmy się zebrać ponownie i zagraliśmy kilka koncertów na festiwalach, żeby sprawdzić, czy jeszcze potrafimy ze sobą współpracować. Były to pierwsze występy zespołu po zmianach w życiu Miny (w 2011 roku wokalista ogłosił, że zamierza zmienić płeć – przyp. MM). Okazało się jednak, że odzew jest znakomity, a wielu fanów nadal jest spragnionych naszej muzyki. To nas podbudowało.
MM: W międzyczasie podpisaliście nowy kontrakt z Napalm Records. Nowa płyta „A Place Where There's No More Pain” ukaże się jednak dopiero w 2017, pomimo tego, że zapowiadaliście ją na ten rok. Dlaczego?
AR: Wiesz, nie chcemy się z niczym spieszyć. Chcemy dopracować i ograć te kawałki, by jak najlepiej sprawdziły się także na żywo. Napalm Records zaufało nam. Jesteśmy partnerami i nie chcemy popełniać tych samych błędów po raz kolejny.
MM: Life Of Agony powstało w Nowym Jorku, gdzie w tamtym czasie bardzo rozwinięta była chociażby scena hardcoreowa. Czy jej dokonania miały jakiś wpływ na zespół?
AR: Cała scena nowojorska to prawdziwy tygiel. Inspirują i inspirowały nas różne rzeczy od Muse i Radiohead po Sonic Youth, czy The Ramones. Jeśli spytałbyś któregokolwiek z członków zespołu o ulubione płyty, to każdy wskazałby inne. Tacy po prostu jesteśmy.
MM: Jakie masz odczucia patrząc na powroty zespołów, do których Life Of Agony też się poniekąd zalicza, a które w latach 90. odnosiły sukcesy. Mam na myśli np. Faith No More, Ugly Kid Joe, czy Guns N’ Roses. Mam wrażenie, że to już właściwie “ruch powracających”.
AR: Stary, jedynym zespołem, który się liczy z tych – jak to ująłeś – powracających, jest The Misfits z Glennem Danzigiem! Uwierz mi, że na żaden koncert nie czekam tak bardzo, jak na możliwość zobaczenia tych facetów razem. Wychowałem się na ich muzyce. Są jedną z moich największych inspiracji. Natomiast zespoły, które wymieniłeś są świetne. Sam zasłuchiwałem się w Guns N’ Roses, czy Faith No More, kiedy nagrywali swoje epokowe płyty. Natomiast nie postrzegam tego jako żaden wspólny ruch. Każdy robi to, co chce.
MM: Wspomniałeś o tym, że zajmujesz się rysowaniem komiksów. Czy oprócz Life Of Agony, pracujesz obecnie nad czymś nowym?
AR: Tak, lada moment ukaże się mój nowy komiks „The Beauty of Horror: A GOREgeous Coloring Book” (premiera 4 października – przyp. MM), z którego jestem naprawdę dumny. W sierpniu znalazł się na pierwszym miejscu sklepu Amazon w kategorii Komiksów i Mangi dla dorosłych. Możesz się zapoznać z jego namiastką na stronie: http://thebeautyofhorror.com/
MM: 15 i 16 listopada ponownie wystąpicie w Polsce – tym razem w Gdańsku i Warszawie. W 2010 roku zagraliście u nas na Przystanku Woodstock. Pamiętasz ten koncert?
AR: Czy pamiętam? Stary, jak można zapomnieć taki koncert?! Całe morze ludzi, fantastyczna atmosfera. Wspaniałe przeżycie.
MM: Zagracie nowe utwory na tych koncertach?
AR: Tego jeszcze nie jesteśmy pewni, bo dopiero rozmawiamy o ustalaniu setlisty. Być może jednak coś się pojawi. Wiesz, jesteśmy teraz w trochę innym miejscu, niż jeszcze kilka lat temu. Bardzo się wspieramy i szanujemy. Jesteśmy dumni zwłaszcza z Miny i z tego, co razem tworzymy. Mam nadzieję, że będzie to odczuwalne także na naszych koncertach.
MM: Bardzo dziękuję za rozmowę.
Nowojorczycy zaprezentują swój przełomowy krążek 9 listopada w katowickim P23.
Gratka dla fanów nowojorskich ciężkich brzmień. 19 stycznia w warszawskiej Proximie zagrają grupy: Life of Agony i Prong. Publiczność rozgrzewać będzie francuski band Tarah Who?
Dwie legendarne amerykańskie grupy zaprezentują się 30 listopada tego roku w warszawskiej Progresji.
Nowojorska formacja ma dwa ciekawe newsy dla fanów.