- Jak doszło do Pani współpracy z Janem Borysewiczem na Pani nowym albumie „Na skos”?
- Kilkukrotnie spotkaliśmy się spontanicznie i za którymś razem Janek stwierdził, że dawno niczego nie zrobiliśmy razem zawodowo i że może już czas coś razem nagrać.
- Słuchając „Na skos” miałem skojarzenia z Pani drugą płytą studyjną „Układy” z 1982 roku, w której nagrywaniu także brał udział Jan Borysewicz. Czy to podobieństwo było zamierzone czy wyszło naturalnie w studio nagraniowym?
- Komponując nowe piosenki nigdy się nie wie, jak do końca będą one brzmiały. Planowaliśmy, że nie chcemy wyważać raz otwartych drzwi. Jesteśmy naturalni i robimy to, co nam w duszy gra. I takie właśnie kompozycje dostałam od Janka i spontanicznie je zaśpiewałam. Nie kombinując, zbytnio nie interpretując, ale oczywiście całkowicie rozumiejąc teksty i przesłania piosenek. Co, mam nadzieję, słychać na tej płycie. Jednak lata osiemdziesiąte co kilka lat powracają w muzyce. Był to magiczny okres i myślę, że ich echo, które słychać na „Na Skos”, daje fajny posmak temu wydawnictwu.
- „Na skos” to druga Pani płyta, na której świetne teksty napisał Wojciech Byrski. Ma Pani szczęście do współpracy ze znakomitymi tekściarzami – kiedyś chociażby z Andrzejem Mogielnickim. Jak wygląda Pani współpraca z Wojciechem Byrskim? Śpiewa Pani w końcu teksty napisane przez mężczyznę.
- I Wojciech i Andrzej są prawnikami. Uważam, że aby napisać dobry tekst trzeba mieć odpowiednią wrażliwość, ścisły umysł i świetnie znać język polski. Moja dusza się cieszy, gdy dostaję dobre teksty. Zaczynam się wczuwać w to, co zostało napisane. Określam się, czy chcę ten tekst zaśpiewać czy też nie. Tak było w latach osiemdziesiątych, gdy współpracowałam z Andrzejem, jak i teraz, gdy dostaję teksty od Wojciecha. Fajnie jest mieć swojego tekściarza, gdyż można z nim porozmawiać przez telefon i wyjaśnić wszystkie wątpliwości, gdy nie wiem, o co chodzi. A gdy coś mi nie odpowiada, to zmieni to w tekście. I tak było w przypadku nowej płyty. Jeden mój telefon i Wojtek zmieniał (śmiech). Więc miałam cały czas poczucie, że wszystko pasowało do mnie: do moich myśli i odczuć.
- Płyta jest zatytułowana „Na skos”, niemal tak samo jak jeden z utworów na tym albumie. Czy kompozycja „Skos” jest dla Pani w szczególny sposób ważna?
- Tak, od niej wszystko się zaczęło. To jest pierwszy utwór, który usłyszałam, pierwsza propozycja od Janka Borysewicza. Ta piosenka spowodowała, że powiedziałam mu: „Jest OK., odpowiada mi to, co teraz dla mnie komponujesz”. I co najważniejsze: nie rozczarowałam się do kolejnych utworów, które on mi przedstawił. Rewelacyjne jest to, że on siebie nie powiela i ma taką łatwość w komponowaniu. I nagrał na tej płycie wszystkie gitary: solową, rytmiczną i basową.
- W tej piosence śpiewa Pani: „Idę na skos oszukuję los”. Brzmi trochę jak motto życiowe…
- O tak, zdecydowanie (śmiech). Wydaje się, że są w życiu rzeczy nie do zrobienia, a jednak udaje się je zrobić. Trzeba myśleć pozytywnie i czasami próbować oszukać zły los.
- Płyta ma w moim odczuciu optymistyczny nastrój, ale jest na niej utwór „Melancholia”, który jest zresztą moją ulubioną kompozycją na tym wydawnictwie. Popada Pani czasem w melancholię?
- Tak, oczywiście. Byłabym nienormalna, gdybym była cały czas „uhahana”. Wie Pan kto się cały czas śmieje? Ta osoba, która nie ma płatów czołowych. Nie ma się wtedy uczucia głodu i śmieje cały czas. Refleksje są konieczne w życiu. Ja po każdym dniu myślę, co zrobiłam dobrze, co zrobiłam źle, z czego jestem zadowolona, a z czego nie. I układam sobie plan na kolejny dzień – inaczej nie zasnę. Na pewno mam różne refleksje i czasem coś mnie smuci: czy to w polityce, czy w Rodzinie, albo na podwórku.
- Która piosenka na „Na Skos” jest Pani faworytem?
- Zdecydowanie „To nic, że cię mam”. Żadna z piosenek na nowej płycie nie jest do opowiedzenia w kilku słowach, ale w przypadku tego utworu można podsumować go jednym zdaniem: „To jest całe moje życie. Od urodzin aż do śmierci".
- W Internecie można obejrzeć Pani znakomite występy na festiwalach w Sopocie oraz Opolu z początków lat osiemdziesiątych, w tym moje ulubione wykonanie „Pieśni o cegle” z opolskiego festiwalu z 1981 roku. Aż ma się ochotę zapytać: co z koncertami promującymi „Na skos” i czy może powstanie album live?
- Wkrótce się to okaże. Jesteśmy w trakcie rozmów z wytwórnią Universal na temat trasy koncertowej oraz, co najistotniejsze, specjalnego koncertu promującego „Na skos”. Bo to będzie bardzo spektakularny występ. Dzięki Bogu jestem zdrowa i mam w sobie dużo energii. Uwielbiam koncertować i jeździć w trasy. Po to się wydaje płyty, aby móc je później przedstawić publiczności na żywo. Jedyne czego nie lubię podczas tournée to pakowanie i rozpakowywanie walizek (śmiech).
- Na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych zagrała Pani kilka świetnych ról w filmie i Teatrze Telewizji, jak na przykład: Kasię Kunicką w serialu „Kariera Nikodema Dyzmy”, Teresę Sikorzankę w filmowej adaptacji przedwojennej powieści Marii Ukniewskiej „Strachy”, Joannę Borewicz w jednym z odcinków serialu „07 Zgłoś Się” oraz Mayolę w sztuce „Kat Czeka Niecierpliwie”. Po 1983 roku Pani flirt z filmem urwał się na kilkanaście lat. Dlaczego nie kontynuowała Pani wówczas kariery aktorskiej?
- W tamtym czasie, na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, bardzo się eksploatowałam. To nie była dobra decyzja, ale to robiłam. Aż w końcu musiałam odpocząć. Nastąpiła wtedy wprost niewiarygodna kumulacja moich działań artystycznych. Programy telewizyjne mieszały się ze spektaklami, gdyż byłam wówczas na etacie w warszawskim Teatrze Syrena. Grałam w każdym przedstawieniu. Miałam próby do południa, a następnie spektakle wieczorami. Do tego grałam koncerty z Budką Suflera bądź innymi zespołami, a do tego jeszcze występowałam w filmach oraz przedstawieniach Teatru Telewizji. I to wszystko wydarzyło się w ciągu trzech lat: od 1979 do 1982 roku. A do tego pod koniec 1979 roku nagrywałam pierwszą płytę. I tak miałam szczęście, że ukazała się ona po kilku miesiącach, bo wtedy w Polskich Nagraniach czekało się nawet 3 lata na wydanie albumu. Wtedy powstała wytwórnia Tonpress, która zaproponowała mi współpracę i bardzo szybko wytłoczyła płytę.
- Dziękuję za rozmowę.
Singiel i teledysk ze stolicą w tle to zapowiedź nowych planów wydawniczych Izabeli.
Świetny powrót Izabeli Trojanowskiej do klimatów rodem z początku lat osiemdziesiątych, kiedy artystka odnosiła największe sukcesy na polskim rynku muzycznym.