Cantaramusic: Doszły nas informacje, iż nagrywasz nową, solową płytę. Możesz zdradzić szczegóły tego projektu?
LR: Gdy w 2005 roku przeprowadziłam się z Londynu do mojego rodzinnego Glasgow, znów zaczęłam myśleć o komponowaniu piosenek. Nie robiłam tego od czasu mojego pierwszego zespołu Sunset Gun czyli od lat 1984-1986 oraz od mojego pierwszego demo nagranego dla wytwórni 4AD. Ten materiał nigdy nie ujrzał światła dziennego. Byłam szczęśliwa śpiewając czyjeś piosenki, ale coś mi podpowiadało, iż znowu powinnam wziąć się za komponowanie. Nie byłam pewna, czy dam radę, ale w końcu postanowiłam spróbować. Przez wspólnego znajomego poznałam Irvina Duguida - byłego współpracownika grupy Gun i Fisha z Marillion. Wspólnie zaczęliśmy pracować nad muzyką, którą stworzył przed naszym spotkaniem, a z którą nie wiedział co zrobić. Od początku wiedziałam, iż nasza współpraca będzie wyjątkowa.
Niestety, w pewnym momencie musieliśmy zrobić prawie dwuletnią przerwę, gdyż musiałam poradzić sobie ze śmiercią mojej matki. Zrozumiałam, iż wyjście ze smutku leży w komponowaniu i stąd między innymi utwór "Mimi", który skomponowałam dla Niej. Napisanie tego utworu ponownie ośmieliło mnie do komponowania. Pomimo to, ta wieloletnia przerwa w pisaniu piosenek spowodowała, iż przez dłuższy czas czułam dyskomfort dotyczący komponowania..
To pierwsza płyta, na której śpiewam swoje kompozycje, a nie interpretacje obcych utworów. Jestem bardzo dumna, iż to osiągnęłam. Jestem bardzo ciekawa, dokąd mnie to zaprowadzi, ale najważniejsze dla mnie teraz to jak najszybsze wydanie tej płyty.
Cantaramusic: A jak byś porównała ten album ze swoimi poprzednimi dokonaniami?
LR: Nowe piosenki przypominają moje dokonania z This Mortal Coil czy The Hope Blister. I myślę, iż przypadną do gustu zwłaszcza miłośnikom obu tych projektów. Ale nie zabraknie tam także delikatniejszych, jaśniejszych kompozycji o zabarwieniu popowym. Dla mnie są to piosenki „dojrzałe” w takim samym znaczeniu, jak było to z kompozycjami This Mortal Coil. Mam tu na myśli to, iż jest to muzyka dla ludzi, którzy myślą o życiu w poważny sposób. Są ludźmi dojrzałymi duchowo.
Cantaramusic: Tworząc ten album zaczęłaś współpracę z platformą Pledge Music, która pozwala na zbieranie funduszy od fanów. Jakie jest Twoje zdanie na temat Pledge Music czy SellaBand?
LR: Obie platformy to idealne rozwiązania dla artystów, którzy mając coś ciekawego do zaoferowania nie mają takiej siły przebicia, aby zaistnieć w dużych mediach bądź przyciągnąć uwagę dużych wytwórni płytowych. Gdy zaczynałam karierę, artysta, który nie miał kontraktu płytowego nie miał szansy zaistnieć ani zaprezentować swojej twórczości szerszej grupie fanów. Wspaniale, iż 30 lat później istnieją narzędzia, które umożliwiają artyście sterowanie własną karierą, osobisty kontakt ze słuchaczami. Mam fanów w różnym wieku, którzy wspierali i wspierają mnie od wielu lat. Dla nich właśnie możliwość pomagania artyście i bycie częścią procesu powstawania jego płyty jest niesamowitą atrakcją. Z drugiej strony: artysta, który dostaje wsparcie od fanów, musi się sprężyć i dać z siebie wszystko co najlepsze, aby sprostać ich wymaganiom. Nie wyobrażam sobie takiej interakcji z jakąkolwiek wytwórnią płytową.
Cantaramusic: Jak wspominasz swój pierwszy zespół czyli Sunset Gun? Miałaś zaledwie 19 lat, gdy podpisaliście kontrakt z CBS Records.
LR: Na pewno praca w tym zespole dała mi dużo radości. Spędzałam dużo czasu ze znakomitymi muzykami i miałam przyjemność poznać wielu wspaniałych artystów.Gdy nagrywaliśmy płytę w Sarm West Studios, poznaliśmy Frankie Goes To Hollywood, którzy byli dla nas jak starsi bracia. Pewnego dnia spotkaliśmy tam grupę Siouxsie And The Banshees. Dla mnie, a byłam osobą wychowaną na ruchu punk, spotkanie takiej artystki jak Siouxsie było niesamowitym przeżyciem.
Z drugiej strony, bycie w zespole, który podpisał kontrakt z CBS Records było ciężkim przeżyciem. W krótkim czasie okazało się, iż przynosimy wytwórni straty i nie mieliśmy żadnej promocji. Do dziś pamiętam rozmowę z naszym produkt managerem w windzie w siedzibie CBS. Dał nam wówczas do zrozumienia, iż nie jest zainteresowany promowaniem nas. Myślę, iż gdybyśmy byli bardziej doświadczonymi muzykami i nie spieszyli się z podpisaniem kontraktu, moglibyśmy osiągnąć znacznie więcej. Na szczęście na horyzoncie pojawił się Ivo Watts-Russel (założyciel i szef wytwórni 4AD – przyp.GS), który uratował moją wiarę w uczciwość w branży muzycznej.
Cantaramusic: No właśnie: jak poznałaś Ivo?
LR: Pamiętam dokładnie, jak któregoś dnia zostałam zaproszona do biura 4AD. Długo rozmawiałam z Ivo o albumie „Filigree And Shadow” This Mortal Coil, którego powstawanie było już w dość dalekim stadium zaawansowania. Pamiętam mój entuzjazm na punkcie tej płyty. Nie pamiętam natomiast dokładnie, dlaczego tam się znaleźliśmy. Ale wydaje mi się, iż mieliśmy trochę szczęścia, gdyż Ivo czekał na odpowiedź od Scotta Walkera (z The Walker Brothers – przyp.GS). Nigdy jej nie dostał, więc my - czyli ja i moja siostra - trafiliśmy na ten album.
Cantaramusic: Jak wspominasz sesje nagraniowe albumów „Filigree And Shadow” oraz „Blood” This Mortal Coil?
LR: Przede wszystkim pamiętam skupienie i atmosferę twórczej pracy, jaka panowała w Blackwing Studios. Znajdowały się one w starym budynku, w którym kiedyś znajdował się kościół. I taka właśnie, kościelna atmosfera tam panowała. Wewnątrz była piękna statua Chrystusa i często tam przesiadywałam rozmyślając. Wiele osób jest zaskoczonych dowiadując się, iż nie spotykaliśmy tam innych muzyków biorących udział w nagraniach. Po prostu przychodziliśmy w różnych godzinach, nagrywaliśmy swoje partie i wychodziliśmy. A praca nad tymi utworami polegała na tym, iż Ivo wysyłał nam najpierw oryginalne wersje utworów, nad którymi mieliśmy pracować. Chodziło o zapoznanie się z melodiami, klimatem. Gdy przychodziliśmy do studia, jako podkład mieliśmy jedynie surowy szkielet utworu, do którego dogrywaliśmy wokale. Pozostałe aranżacje, partie instrumentów były tworzone i nagrywane później. Była może tylko jedna sesja nagraniowa do utworu „Tarantula”, w której brał udział wiolonczelista Martin McCarrick (znany później z Siouxsie & The Banshees i Therapy? – przyp.GS). Jednak generalnie podczas moich sesji, w studio nie było nikogo poza Ivo i producentem Johnem Freyerem. Pomimo, iż muzyka This Mortal Coil jest poważna i nastrojowa, to pamiętam, iż w trakcie pracy panowała wesoła atmosfera, gdyż Ivo i John mieli bardzo specyficzne poczucie humoru (śmiech).
Wiele lat później pracowałam dla pewnej fundacji kościelnej, która zmieniała siedzibę. Pracownicy zostali poproszeni o pomoc w poszukiwaniu nowego lokalu. Pewnego dnia odkryliśmy budynek starego, zrujnowanego kościoła w Londynie i gdy się do niego zbliżaliśmy, uświadomiłam sobie, iż to przecież miejsce, gdzie znajdowało się Blackwing Studios! Okazało się, iż budynek od lat jest opuszczony. Byłam wzruszona chodząc po miejscu, gdzie nagrałam takie utwory jak: „Tarantula” czy też „I Want To Live”. Na podłodze walały się resztki wyposażenia studyjnego, na ścianach była jeszcze pianka służąca kiedyś do wyciszenia pomieszczenia. Wzięłam kilka jej kawałków na pamiątkę i wysłałam część z nich do Ivo do Stanów Zjednoczonych. Był równie wzruszony jak ja.
Cantaramusic: Byłaś wokalistką na albumie „Smile’s OK.” kolejnego projektu stworzonego przez Ivo czyli The Hope Blister.
LR: Mój udział w tym projekcie zaczął się od tego, iż Ivo poprosił mnie, abym zaśpiewała do wersji demo kilku coverów. Nie było żadnych planów na stworzenie The Hope Blister. A więc nagrałam partie wokalne, a następnie Ivo wrócił do Stanów, gdzie mieszkał od kilku lat. Po pewnym czasie skontaktował się ze mną i poinformował mnie, iż te nagrania są idealne i chce, bym zaśpiewała na całej płycie „Smile’s OK.” The Hope Blister.
Cantaramusic: Twój kolejny projekt muzyczny, w którym działałaś po zakończeniu współpracy z 4AD to The Kindness Of Strangers.
LR: Był to projekt, który stworzyłam z kompozytorem Craigiem Armstrongiem. Znał on moje dokonania z This Mortal Coil i szukał wokalistki do swego nowego projektu. Gdy się spotkaliśmy okazało się, iż oboje kochamy muzykę The Blue Nile. Craig miał już kilka propozycji od wytwórni płytowych i podpisaliśmy kontrakt z wytwórnią Interscope z Los Angeles. Był to błąd, gdyż nie mieli oni nic wspólnego z muzyką, jaką tworzyliśmy. Pomimo to, mieliśmy dużo radości nagrywając pierwszą płytę, współpracując z takimi artystami jak: Nellee Hooper, The Los Angeles Symphony Orchestra, pracując w Abbey Road Studios w Londynie. Ale projekt szybko przestał istnieć. Mieliśmy kontrakt tylko na jedną płytę, a wytwórnia nie wiedziała, jak nas sprzedać. Do tego mieliśmy beznadziejny management. Do dziś jest mi przykro, gdyż była to dobra płyta. Po rozpadzie The Kindness Of Strangers poważnie rozważałam, aby przestać zajmować się muzyką. I gdyby nie wspaniałe wspomnienia, jakie miałam z This Mortal Coil i The Hope Blister, pewnie bym tak zrobiła. Ale uzmysłowiłam sobie wówczas, iż gdybym się poddała „przemysł muzyczny” w najgorszym sensie tego słowa wygrałby.
Cantaramusic: Dlaczego nagrywasz tak rzadko?
LR: Jestem bardzo wybredna w kwestii nagrywania muzyki. Wolę więc rzadziej nagrywać, ale nagrywać rzeczy dobre. Poza tym po fiasku projektu z Craigiem Armstrongiem postanowiłam przestać zadawać się z wytwórniami płytowymi. Zaczęłam dużo koncertować i szlifować swoje umiejętności wokalne. Pamiętaj, iż większość projektów w których uczestniczyłam było projektami studyjnymi, więc bardzo rzadko występowałam na żywo, co jest moim żywiołem. Poza tym jest też kwestia finansów. Aby nagrywać dużo płyt, trzeba mieć dużo pieniędzy i wsparcie finansowe od wytwórni płytowych.
Cantaramusic: Jakie są Twoje fascynacje muzyczne?
LR: Pierwsza i największa z nich to Kate Bush. Gdy coś chcę stworzyć pytam sama siebie: „Jak zrobiłaby to Kate Bush?”. Uwielbiam artystów, którzy podążają za głosem swego serca i nie są mainstreemowi. Jest jakaś niepowtarzalna czystość i piękno w jej twórczości. Ona nigdy nie brała pod uwagę głosu swoich fanów. Albo się kocha, to, co ona nagrywa, albo nie.
To samo czuję w przypadku innego wykonawcy, którego uwielbiam czyli Led Zeppelin. Pierwszy raz zetknęłam się z nimi czytając gdzieś, jak Jimmy Page kierował zespołem i jak on funkcjonował. Dla mnie, artystki, która miała tyle problemów z wytwórniami, była to fascynująca lektura (śmiech).
Uwielbiam także szkockiego muzyka Garry’ego Rafferty. Podziwiam Dusty Springfield i wczesne dokonania Barbry Streisand. Obserwuję i staram się naśladować ich technikę śpiewu i interpretacji.
Ważnym artystą jest dla mnie Peter Gabriel. Uwielbiam jego wczesne płyty i wszystko, co nagrał w latach 80. Podobnie jak u Kate Bush, podoba mi się u niego to, iż każdy element tego, co tworzy jest ważny. A więc: okładka płyty, zdjęcia, teledyski – wszystko ma swoje znaczenie.
Jeśli chodzi o artystów rockowych, to poza Led Zeppelin, bardzo lubię Rage Against The Machine, Audioslave i Free. Słucham dużo gospel (Mahalia Jackson) oraz jazzu. W tym gatunku moim ukochanym wokalistą jest Frank Sinatra.
Cantaramusic: Pracujesz w branży muzycznej od 30 lat. Czego najbardziej żałujesz, a z czego jesteś najbardziej dumna?
LR: Jestem dumna z tego, co nagrałam dla 4AD. Jestem także dumna, iż przetrwałam na scenie muzycznej tyle lat, pomimo tych wszystkich problemów, o których opowiedziałam. Nigdy nie porzuciłam swojej muzycznej wrażliwości i marzeń na rzecz skomercjalizowania się.
Jest jedna rzecz, której żałuję. Pod koniec lat osiemdziesiątych, po nagraniu „Filigree And Shadow”, stworzyłam kilka piosenek z moim przyszłym mężem. Wszystko sfinansował Ivo. Nagrywaliśmy w Blackwing Studios. Ten materiał nigdy się nie ukazał. Nie mogę powiedzieć dlaczego, gdyż w ten projekt byli zaangażowani także inni muzycy. Do dziś uważam, iż mogła być to wspaniała płyta.
Louise Rutkowski, która brała udział w powstawaniu płyt This Mortal Coil i The Hope Blister, debiutuje solowym albumem.