- Tak się złożyło, że rozmawiamy w pierwszą rocznicę śmierci Davida Bowiego. Wiem, że Artysta ten jest bardzo ważny dla Ciebie…
- Jestem Jego wielkim fanem i jestem pewien, że David Bowie jest wszechobecny i nigdy nie zginie. Był to człowiek, który wymyka się wszelakim porównaniom. Mędrzec, od którego cały czas idzie coś pozytywnego i wartościowego dla świata. Śmiać mi się chce, gdy przypomnę sobie, jak w latach sześćdziesiątych zaczynał od dość nieudolnie brzmiących utworów. Kto mógł wówczas przypuszczać, że już wkrótce stanie się on tak znaczącą postacią w historii muzyki rockowej, że wyrośnie z niego największy songwriter w historii. I zrobię tu jeszcze nawiązanie osobiste. Nie mogę odżałować, że Bowie w 1997 roku nie wystąpił na stadionie mojej ukochanej Lechii Gdańsk. Kupiłem wówczas bilet, ale koncert nie doszedł do skutku, bo chętnych na jego obejrzenie było zaledwie coś około tysiąca osób. No i mój syn, który w maju skończy 18 lat, jest wielkim fanem Bowiego. Kilka dni temu w warszawskiej Stacji Muranów odbyła się impreza poświęcona jego pamięci, na której moja latorośl grała na gitarze, a ja zaśpiewałem „Heroes”. Także chyba dobrze zasadziłem to ojcowskie ziarenko (śmiech).
- Dlaczego na nową płytę Golden Life „7” musieliśmy czekać aż 8 lat?
- Złożyło się na to szereg czynników. Nie ukrywam, że lenistwo zespołu jest takim elementem, który będzie nam chyba zawsze przeszkadzał. Nie jesteśmy piekarzami, którzy pieką bułki na zawołanie. Jeśli mamy jakieś pomysły na muzykę, to zbieramy sobie je do kupy i coś tam powstaje. Wtedy informujemy, że mamy gotowy nowy materiał. Już jakiś czas temu wysłałem sygnały, że mamy gotowe nowe kompozycje, ale jednocześnie wydarzyło się kilka sytuacji, które spowodowały, że te piosenki nie ujrzały wówczas światła dziennego. Chyba najistotniejszą z nich było to, że rok temu wypuściliśmy nowy singel zatytułowany „Bezpowrotnie” i odbiliśmy się od ściany zbudowanej przez media. Jest to dla mnie absolutnym nonsensem jeśli chodzi o polską kulturę. To powinno działać zupełnie w inny sposób. Rozgłośnie powinny promować polskie zespoły, oczywiście dokonując selekcji na piosenki dobre i złe. Tylko tym się powinno kierować. Po porażce tego singla poważnie się zastanawialiśmy nad sensem wydawania płyty, skoro nie mogliśmy się przebić z nową kompozycją. Był to dla nas dość jasny sygnał, że nikt nas nie chce.
Na początku 2016 roku skontaktował się z nami Paweł Walczak i powiedział, że jest nastał nowy rok i chciałby raz jeszcze spróbować z nami coś zrobić na polu promocyjnym. Znam Pawła bardzo dobrze i wiem, że jest to stary wyjadacz w kwestii promocji i jak coś sobie zaplanuje, to nie odpuści. Dodatkowo Paweł powiedział, że ma wydawcę czyli firmę MTJ i że mamy nagrać płytę do tego i tego dnia. Brakowało nam właśnie osoby, która by powiedziała: „Macie dostarczyć nowy materiał do wytwórni do 18 czerwca i już”. Paweł bardzo mnie gonił z tekstami oraz innymi tematami związanymi z premierą, no i się udało – mamy płytę.
- Osiem lat, które minęły od wydania poprzedniej płyty studyjnej Golden Life to w muzyce cała epoka. Nie baliście się, że będziecie musieli od początku przypominać o sobie ludziom?
- Myślę, że nie. Popatrz na naszego gitarzystę Pawła „Smagę”, który dołączył do nas w 2010 roku i wychował się muzycznie na naszych utworach z dawnych lat. Nawet powiedział o tym w wywiadzie w ostatnim numerze Teraz Rocka. Jego przykład pokazuje, że mamy do czynienia z nazwą, która ma jakąś tam markę i wywołuje raczej dobre skojarzenia. Rzadko spotykam się z opiniami, że daliśmy ciała. Jeśli daliśmy, to raczej na romansie między rockiem a popem. Niemniej jednak nazwa dobrze się kojarzy i jestem pewien, że pomimo tych ośmiu lat wiele osób o nas nie zapomniało. A jak jest naprawdę – przekonamy się już wkrótce – po wydaniu płyty.
- Napisałeś większość tekstów na tej płycie, ale nie wszystkie. Dlaczego?
- Paweł wychylił się jako pierwszy z tekstami. Były tak fajne, że stwierdziłem, że nie będę niczego zmieniał. Są one bardzo mocne i osobiste. Poza tym u nas w zespole zawsze była demokracja i jeśli ktoś ma chęć powiedzenia czegoś, a cały zespół uzna, że jest to ciekawe, to nie ma problemu, aby taki tekst piosenki został puszczony w świat.
- A jak Ci się śpiewa cudze teksty?
- Nie utożsamiam się jakoś głęboko z tekstami Pawła, ale sam przeżyłem kiedyś wielką miłość, podobnie jak on. Więc jest to dla mnie temat uniwersalny. Chyba każdy z nas to kiedyś przeżył. Z kolei tekst do piosenki „Kochaj siebie” był dla mnie nieco kontrowersyjny. Otóż chciałem w nim szukać nawiązań do takiej radosnej twórczości w stylu Stone Roses. A wychodziło mi jakieś disco. Poza tym ja tak „gęsto” nie śpiewam. Lubię jak ten głos trochę zostaje w uszach, a nie leci „potokiem”. Ale w końcu udało mi się uchwycić ten moment, co nie było proste. Pamiętam, że wymieniłem z Pawłem dużą liczbę maili i naprawdę po długim czasie uchwyciłem ten numer. Nadaliśmy mu odpowiednie brzmienie i stał się on takim naszym „rave’owym” powrotem do brzmienia z płyt „Midnight Flowers” i „Bluberd”. A więc rockowo, ale z tanecznym zacięciem.
- Tekst do piosenki „Celebryta” napisał z kolei trójmiejski poeta Krzysiek Buszman. Jak doszło do tej współpracy?
- Znamy się z Krzyśkiem od wielu lat. Nawet ostatnio pokazał nam swoje zdjęcie zrobione z nami w okresie płyty „Natura” z 1994 roku. Jestem oczarowany jego wierszami. Nie wzięliśmy jego tekstu, tylko on napisał tekst do tego, o czym mu opowiadałem. Nie ukrywam, że dodałem kilka słów w refrenie, co tylko zwiększyło wrażenie, gdy śpiewam w tej piosence o świecie celebrytów. Jest to utwór, który uważam za mega kluczowy jeśli chodzi o przekaz dotyczący tej tematyki.
- Zawsze byliście cenieni za ballady. Na „7” jest zaledwie kompozycja w tym stylu…
- Zauważyłem, że duża grupa osób zaczęła nas postrzegać jako zespół pozbawiony „jaj”. Nawiązuję tu do wspomnianego już przeze mnie naszego romansu z muzyką pop. Uważam, że „Bezpowrotnie”, które zamyka „7”, jest idealną puentą tej płyty. Na albumie jest dużo rocka, jest odrobina tanecznych brzmień, jest trochę popu. A ta ballada daje wyciszenie na koniec i idealnie oddaje to, co Paweł opisał w tekście i co ja zaśpiewałem razem z Leną Piękniewską, której wokal pojawia się na końcu utworu.
- Czy „7” to początek nowego rozdziału w historii Golden Life?
- Myślę, że tak. „7” to powrót do mocniejszych, „korzennych” brzmień w stylu naszej drugiej płyty „Efil Ned Long” z 1993 roku. Chicłabym, abyśmy dalej kontynuowali tę drogę muzyczną.
- Na przełomie lat 80. i 90. byliście częścią trójmiejskiej sceny muzycznej, w skład której wchodziły wówczas takie zespoły jak na przykład: Apteka, Oczi Cziorne, Pancerne Rowery czy IMTM. Jak sądzisz, co zadecydowało o wyjątkowym charakterze tego zjawiska, którym była ta scena?
-Na pewno to, że byliśmy prekursorami grania w Polsce wszystkich najciekawszych dźwięków z Zachodu. To artyści z Trójmiasta jako pierwsi dostawali płyty z zagranicy. Pamiętam, jak mocno inspirował mnie Maciek Bednarek, który występował w grupie Marylin Monroe. To był człowiek, który nie umiał na niczym grać i nie umiał śpiewać. Natomiast miał i ma nadal niesamowitą intuicję muzyczną oraz wyczucie na dźwięki. Jest didżejem i zabawy na jego imprezach są przepyszne. Właśnie on pokazywał nam cały świat muzyczny: Stone Roses, The Charlatans, Happy Mondays. Pamiętam, że tu w Warszawie poznałem mnóstwo ludzi, którzy kochali muzykę rave. Gdy graliśmy jako Golden Life pierwszy koncert w stolicy, w klubie Relax na AWF, to było to jakieś apogeum. Pamiętam, że gdy wyszedłem z tego koncertu, to czułem się jak David Bowie, który spadł z księżyca (śmiech). Czułem się uniesiony akceptacją fanów. My łapaliśmy ich emocje, oni łapali nasze emocje.
Wiesz, takie zespoły jak Apteka czy Pancerne Rowery są nam bardzo bliskie też z tego powodu, że gdy zgrywaliśmy album „Efil Ned Log” w wypadku samochodowym na trójmiejskiej obwodnicy zginął perkusista Apteki Maciek Wanat i Michał Orlewicz z Pancernych Rowerów. Dlatego też tamte czasy są nam bardzo bliskie. Byliśmy wszyscy jedną wielką rodziną. Nie istniała między nami rywalizacja, było za to współzawodnictwo. Pamiętam nasz wyjazd do Białegostoku jednym autokarem z zespołami IMTM, Oczi Cziorne, Garden Party, Burdock i Call System. Pamiętam, że ten autokar się zepsuł w połowie drogi. Spaliśmy w jednym hotelu, była wspólna impreza, wspólne śpiewanie. Takie czasy już nie wrócą. Teraz każdy ma osobną garderobę, każdy myśli o sobie.
- Jakie plany na bieżący rok, w którym będziecie obchodzić 30 urodziny Golden Life?
- Wydany winylową reedycję płyty „Efil Ned Log”. Wydamy ją sami, gdyż firma Eska, która kupiła od nas tamten materiał już od lat nie istnieje. Będzie to limitowane wydawnictwo – od 300 do 500 egzemplarzy. Będzie to preludium do czegoś wyjątkowego, a mianowicie naszej biografii napisanej przez Mariusza Glosę. Książka powinna ukazać się w okolicach września-października. 24 stycznia rozpoczniemy trasę koncertową, która w znacznej części będzie się odbywać w salach koncertowych lokalnych rozgłośni Polskiego Radia. Dokładną rozpiskę koncertów można znaleźć pod tym adresem: http://goldenlife.pl/tour.html
- Dziękuję za rozmowę.
FOTO: Oskar Szramka
„ReVo” to pierwszy singiel zapowiadający kolejny album gdańskiego zespołu, który działa nieprzerwanie od 1987 roku.
Po 8 latach przerwy z nowym albumem wróciła grupa Golden Life. Czy tytułowa „7” rzeczywiście okaże się dla nich szczęśliwa?
Grupa Golden Life opublikowała nową kompozycję zatytułowaną "Kocham Cię". W tym roku zespół obchodzi 30 rocznicę powstania.
Grupa GoldeN Life opublikowała 'lyric video' do utworu "Pokochaj Siebie".