- Na okładce Twojej nowej płyty "Życia Mi Mało" mamy dwie Haliny Mlynkowe. Są one odwrócone do siebie plecami, jedna jest ubrana w jasne kolory, druga w ciemne. Jedna ma spięte włosy, druga rozpuszczone. Jest za tym ukryta jakaś symbolika?
- Pierwsza z nich to ta Halina, która zawsze była pokazywana światu przez media jako gwiazda magazynów plotkarskich, natomiast druga to Halina, która już w życiu dużo przeszła i o tym właśnie śpiewa na tym albumie. Album „Etnoteka” był opowieścią o kobietach z całego świata, z kolei płyta „Po Drugiej Stronie Lustra” była bardziej bajkowa, pełna wymyślonych historii. Nowy album jest z kolei najbardziej osobisty i śpiewam tutaj o sobie.
- W książeczce dołączonej do płyty napisałaś, że praca na "Życia Mi Mało" była dla Ciebie dużym doświadczeniem życiowym i zawodowym. Możesz tę myśl rozwinąć?
- Dzięki Leszkowi (Wronce – mężowi Haliny Mlynkowej, a także producentowi i kompozytorowi płyty –przyp.GS) miałam po raz pierwszy wolną rękę w kwestii tekstów piosenek, które w większości są mojego autorstwa. Nie musiałam niczego robić „pod publiczkę”. Leszek powiedział mi: „Pisz bez ograniczeń o tym, co czujesz”. W kwestiach muzycznych musieliśmy wiele rzeczy nagrać jeszcze raz. Przeprowadziliśmy wiele rozmów na ten temat. Bardzo się usamodzielniłam pracując przy tym albumie. Dużo różnych rzeczy, które dawniej pozwalałam robić innym ludziom, na przykład menadżerom, teraz robiłam sama. W ostatnich kilku latach bardzo się zawiodłam na niektórych osobach, z którymi współpracowałam. Okazali się oni być ludźmi podłymi albo nastawionymi na finanse. To właśnie było jedno z doświadczeń, jakie spotkały mnie podczas nagrywania tego albumu.
- Gdyby Leszek nie był producentem tej płyty, to w ogóle by ona powstała? A może brzmiałaby zupełnie inaczej?
- Trudno powiedzieć. Na pewno, gdyby nie konsekwencja Leszka, ten album mógłby brzmieć „od Sasa do lasa”. Muzycznie podoba mi się dużo rzeczy i gdyby nie on, nie byłoby tu takiej konsekwencji muzycznej. Ale ciężko mi teraz to ocenić. Inną zasługą Leszka było to, że podejmował szybko decyzje. Ja bym cały czas coś zmieniała i ten proces nagrywania album ciągnąłby się w nieskończoność. Leszek potrafił powiedzieć: „Stop! To już ostateczna wersja!”.
- „Życia mi mało” to Twoja kolejna płyta nagrana w Pradze. Tym razem także z czeskimi muzykami. Czemu tam?
- Taka lokalizacja jest dla nas wygodna. Leszek pracuje w Pradze, zna czeskich muzyków i realizatora dźwięku Dana Hadla, który jest mega profesjonalistą. Jest także świetnym aranżerem instrumentów smyczkowych i współpracuje z wieloma czeskimi i zagranicznymi artystami. Ważna jest atmosfera panująca w studio nagraniowym, a tam czuję się bardzo dobrze. W dodatku jest to fantastyczne miejsce. Wiosną lub latem można wyjść do pięknego ogrodu. A poza tym mieszkam w Pradze, więc to jeszcze bardziej ułatwia pracę nad muzyką.
- Na „Życia mi mało” nie zabrakło dawki muzyki folkowej, co zapowiadałaś przy okazji naszego poprzedniego wywiadu w listopadzie 2013 roku. Na poprzedniej płycie było dużo muzyki irlandzkiej…
- Pokazywanie szerokiego zakresu folku jest dla mnie fajniejsze niż trzymanie się jednego nurtu czy robienie cały czas tego samego. Słowo „folk” ma nieograniczony zasięg. Śpiewałam przecież przez wiele lat w Brathankach, potem była płyta „Etnoteka”, następnie bliskie muzyce irlandzkiej „Po Drugiej Stronie Lustra”, a teraz folk na „Życia mi mało”. Na kolejnych płytach będzie mniej klimatów celtyckich, gdyż bardzo mi się podoba akustyczne granie w ograniczonym składzie. Na koncertach gramy w zestawieniu: wokal, bas, gitara, perkusja i instrumenty klawiszowe. Jest to dla mnie idealny skład. Do tego wiele dźwięków odtwarzamy z komputera. Fascynuje mnie ten mariaż brzmień akustycznych i elektronicznych. Zauważ, że na koncertach nie ma też chórzystek, wszystkie dodatkowe wokalizy idą z komputera. Nie ma także specjalnych strojów: pióropuszy i tak dalej. Wszystko jest proste, niemal ascetyczne. Najważniejsze jest słowo i muzyka.
- Wspominasz o swoim zainteresowaniu elektroniką. Czy nie kusi Cię, aby zrobić płytę właśnie w takiej stylistyce?
- Uważam, że w moim sercu jest przede wszystkim muzyka folk. Natomiast rzeczywiście: miałam propozycje nagrań elektronicznych, zabieraliśmy się za to, ale bardzo szybko mnie to nudziło. Bardziej mnie przyciąga soczystość i pełnia dźwięków z żywych instrumentów niż ta dziwna sekwencja brzmień, którą słychać w muzyce elektronicznej, a która szybko mnie męczy.
- W kompozycji „Jedno Serce” wystąpił Twój syn Piotr. Jak do tego doszło?
- Gdy Leszek przedstawił mi nowe kompozycje, zasugerował, aby jedna z nich była kołysanką. A tekst do tej piosenki podsunął nam pomysł, aby pojawił się w niej Piotrek. Jest to bowiem coś w rodzaju listu, który do niego napisałam, gdy się urodził. List, który powinien mu pozostać na całe życie. Jest to wyznanie matki do syna. Piotrek zgodził się wystąpić w tym utworze, natomiast nigdy nie zaproszę go, aby wystąpił na koncercie. Wczoraj mu to zapowiedziałam (śmiech). Zresztą on sam nie pali się do występów na żywo. On jest wychowywany na marginesie show businessu, w duchu normalności. Chłopak ma dobrze poukładane w głowie i niech już tak zostanie.
- Dwa teksty na tej płycie są autorstwa Leszka, reszta jest Twoja. Dlaczego nie napisałaś słów do wszystkich piosenek?
- Jeśli chodzi o „Reset Myśli”, to poprosiłam Leszka, by napisał tekst do tej piosenki. Trochę go jedynie poprawiłam. Natomiast druga piosenka z jego tekstem to „Ja Nie Mam Żadnej Wady”. W wersji demo tego utworu Leszek podśpiewywał sobie „ty zakochasz się we mnie, ty zwariujesz przeze mnie”, bo myślał, że ten tekst zmienię i napiszę po swojemu. Na początku nie podobało mi się to, ale w końcu pomyślałam sobie, że jest to fajne i na swój sposób prowokacyjne. I uważam, że ten tekst idealnie pasuje do tej piosenki.
- Niedawno zakończyłaś tournee po salach koncertowych Polskiego Radia. Jakie masz plany na najbliższe miesiące?
- Chciałabym skończyć prace nad czeską wersją nowego albumu. W Czechach jest coraz większe grono odbiorców mojej muzyki. Namawiam Leszka, by nieco zmienić aranżacje niektórych piosenek. Do marca na pewno nie będzie się miał czasu tym zająć, gdyż kończy tworzenie muzyki do czeskiego filmu, w którym wystąpiłam. Ja na razie pracuję nad czeskimi wersjami tekstów i na spokojnie przygotowuję się do rozpoczęcia pracy nad tym projektem. Na szczęście mam ten komfort, że nie mam ciśnienia, iż muszę coś zrobić już zaraz. Na szczęście rozumieją to także moi fani.
- Dziękuję za rozmowę.
Foto: Grzegorz Szklarek
Nasza rozmowa z Haliną Mlynkovą w związku z premierą jej nowego, solowego albumu "Po Drugiej Stronie Lustra".