Grażyna Łobaszewska

Grażyna ŁobaszewskaGrzegorz Szklarek
Grażyna Łobaszewska powróciła z pierwszym od sześciu lat, solowym albumem zatytułowanym "Przepływamy".

- Pani nowy album nosi tytuł „Przepływamy”. Nasuwa się pytanie: skąd i dokąd?

- Przepływamy w każdej chwili, każdego dnia - skąd i dokąd? Ja do Pana, Pan do mnie, a i każde z nas do samego siebie.  

- „Przepływamy” jest płytą ciepłą, nieco nostalgiczną, ale mającą duży ładunek optymizmu. Teksty na ten album zostały napisane przez kilku, zaproszonych przez Panią autorów. Jak rozumiem, oddają one Pani nastrój, nastawienie do świata. W jaki sposób autorzy tak idealnie dopasowali się z tymi tekstami do Pani?

- Od razu wiedzieliśmy, kto napisze tekst do jakiej piosenki. Twórczość Justyny Holm znam od dawna. Zawsze podziwiałam Jej baczne przyglądanie się światu. Z Katarzyną Węgrzyn- moją przyjaciółką od lat – znamy się jak „łyse konie, a nasze rozmowy przedłużały się  do wczesnych  godzin porannych. Pojawiły się również teksty córki Kasi, Magdy Węgrzyn, młodej, wrażliwej duszy. Z Janem Wołkiem pracuję od lat i znam Jego pazur oraz cudowne skojarzenia.

Jest Janusz Onufrowicz, którego teksty są mi znane z projektów Kuby Badacha - zawsze mądre, a Floyd Anthony Phifer napisał piękne słowa w języku angielskim.

- Płyta „Przepływamy” powstawała 2 lata, ale nie powstała by w ogóle, gdyby nie jedna osoba-Dariusz Janus.

- Zgadza się. Darek nosił się z zamiarem nagrania płyty ze mną od wielu lat. Zbierał piosenki i pewnego dnia stanął u mych drzwi mówiąc: „Mam dla Ciebie 11 kompozycji. Posłuchaj i zastanów się, czy chcesz je nagrać”. Jeszcze tego samego wieczora wiedziałam, że są już moje (śmiech). Darek Janus zajął się wszystkim. Pracował nad aranżacjami, zapraszał muzyków na nagrania, dopieszczał szczegóły. Był na każdej sesji nagraniowej.     

- Płyta jest bardzo różnorodna stylistycznie. Słychać na niej funk, jazz, bluesa, a „Mój dobry duch” to rock w najczystszej postaci. To wszystko zasługa Dariusza Janusa?

Na rockowy numer ”w czystej postaci” składają się: kompozycja, tekst, wokal, rockowe brzmienie - wszystko musi być z jednej "matki". Pamiętajmy jednak o tym, że Darek nosił tą muzykę w sobie przez wiele lat. Jeden utwór leżał w szufladzie rok, inny trzy lata. Dlatego te utwory są tak różnorodne, gdyż pochodzą z różnych okresów. A mnie interesuje muzyka w czystej postaci – jej różnorodność. Z równie wielką przyjemnością śpiewam rocka, jazz, jak i sentymentalne ballady.

- To miała Pani szczęście współpracować ze znakomitym kompozytorem i aranżerem.

Jeżeli mówi Pan o dobrych wyborach, to oczywiście tak. Wszyscy mieliśmy szczęście, że się spotkaliśmy, a Darek Janus jest tego samego zdania, o czym pisze w podziękowaniu na płycie. Stwierdza tam, że "…nie ma przypadków…".

- Jak doszło do Pani współpracy z Kubą Badachem i Floydem Anthonym Phifere?

- Na polskiej scenie muzycznej na palcach jednej ręki można policzyć tak dobrych wokalistów jak Kuba Badach. Jest wielu dobrych, ale mało takich „gigantów wokalnych” jak on. Nagrywałam z wieloma mężczyznami - między innymi z Piotrem Szulcem,  Mietkiem Szcześniakiem. Jak widać, przyszedł czas na "nowych" mężczyzn na moich płytach (śmiech). Propozycję zaśpiewania ze mną piosenki „Nad rzeką marzeń” Kuba przyjął natychmiast. Wiem, że tego formatu wokalista nie zaakceptowałby byle czego.                                                                        

Floyda Anthony'ego poznałam w Monachium. Śpiewaliśmy na tej samej scenie. Zauroczył mnie jego głos i ekspresja. Już wiedziałam, że zaproszę go do swojego najbliższego projektu. Jak pomyślałam, tak zrobiłam.

- Co było powodem sześcioletniej przerwy między „Przepływamy”, a Pani poprzednim, solowym albumem studyjnym „Prowincja jest piękna” do tekstów Krzysztofa Logana Tomaszewskiego. W między czasie był co prawda album „Dziwny jest…” z Pani interpretacjami piosenek Czesława Niemena, ale był to projekt wyjątkowy, nagrany z grupą Ajagore.

- Jak sam Pan zauważył  żadnej sześcioletniej przerwy nie było. Wydawałam albumy co dwa lata. Matematyka nie kłamie (śmiech).

- Ale czy ta przerwa nie była też spowodowana tym, że na taką muzykę nie ma zbytniego popytu w mediach?

- Rozumiem, że ma Pan na myśli przerwę medialną. Nie znam odpowiedzi na Pańskie pytanie. To pytanie proszę skierować do mediów. Wychodzę  z założenia, że bez względu na poklask - "róbmy swoje" - jak śpiewał Pan Wojciech Młynarski i tego się trzymam.

- Jest Pani także, o czym niewiele osób wie, wykładowcą. Bierze Pani udział w warsztatach muzycznych, uczyła Pani we Wrocławskiej Szkole Jazzu i Muzyki Rozrywkowej  oraz prowadziła zajęcia w Wyższej Szkole Teatralnej w Krakowie. Jak się Pani czuje jako osoba przekazująca swoją wiedzę młodszym koleżankom i kolegom?

- Przekazując swoją wiedzę czuję się niczym ryba w wodzie, a jest całkiem realne, że moi uczniowie w przyszłości będą moimi koleżankami i kolegami z branży.

- Nie kusiło Panią, aby zaprosić wyróżniających się studentów do zaśpiewania na „Przepływamy”?

- Muszę się Panu przyznać, że oczywiście miewam pokusy, jednak nigdy nie dotyczą one doboru osób zaproszonych do współpracy. Są to głęboko przemyślane wybory. Na płytę "Przepływamy" zaprosiłam dwóch wokalistów, którzy w ten projekt idealnie się wpisują.

foto: Marlena Bielińska

Polityka prywatnościWebsite by p3a

Używamy plików cookie

Ta strona używa plików cookie - zarówno własnych, jak i od zewnętrznych dostawców, w celu personalizacji treści i analizy ruchu. Więcej o plikach cookie