- Nowa płyta CLANN jest zatytułowana „Seelie”. W tzw. języku średnio angielskim używanym w Anglii między XI a XVI wiekiem słowo to znaczyło „szczęśliwy” bądź „błogosławiony”. „Seelie” ma swój odpowiednik także w folklorze angielskim. Który z tych tropów jest właściwy i dlaczego użyłeś tego właśnie słowa jako tytułu albumu?
- Tytuł odnosi się do folkloru Wysp Brytyjskich, ale ma także nawiązane lingwistyczne o którym wspomniałeś. Istnieją dwie grupy elfów należące do dwóch różnych dworów: Seelie i Unseelie. Pierwszy z nich to elfy życzliwe, dobre i szczęśliwe, a więc „seelie”, zaś drugi zamieszkują elfy złe, groźne dla ludzi, nieszczęśliwe (przeciwieństwo „seelie” czyli „unseelie”). Piękny, czysty śpiew wokalistki Charlotte Oleeny, która występuje na tej płycie jest nawiązaniem do pierwszej z tych kategorii czyli dworu dobrych elfów („Seelie Court”).
- Czy możemy powiedzieć, że „Seelie” to tzw. „concept album”?
- Myślę, że tak. Ta płyta tworzy wyjątkowy fantastyczny świat zamieszkały przez specyficzne postaci takie jak na przykład dziewczyna z okładki albumu lub okrągła maska, która jest jednocześnie logo CLANN. Muzyka ma za zadanie zwabić słuchacza do tego świata tak, jak robią to Wróżki aby przyciągnąć do siebie śmiertelników w starych sagach. Gdy już słuchacz zatopi się w tym świecie odkryje, że istnieje tam nie tylko sama muzyka. Jest tam cały projekt filmowy związany z naszym brzmieniem.
- No właśnie: CLANN jest silnie związany z projektem filmowym KIN Fables. Mógłbyś nam go przybliżyć?
- KIN Fables obejmuje kilka płaszczyzn: naszą muzykę, oryginalną szatę graficzną, powstającą właśnie powieść graficzną oraz w szczególności serię krótkich filmów The KIN Fables Trilogy. Obecnie pracujemy nad pełnowymiarowym filmem fabularnym opartym o ten mityczny świat. CLANN stworzy oczywiście soundtrack do tej produkcji. Wszystko jest już przygotowane, ale w rozpoczęciu prac nad tym filmem stoi obecnie na przeszkodzie brak funduszy, które potrzebujemy, aby go porządnie wyprodukować. Mamy nadzieję, że w przyszłym roku ten film zostanie ukończony.
- Czy CLANN jest Twoim solowym projektem czy też traktujesz go jako pełnoprawny projekt?
- Widzę go bardziej jako rodzinę powracających współpracowników. Ja komponuję i produkuję muzykę, ale charakterystyczne brzmienie CLANN jest tworzone przez wokalistkę Charlotte Oleena i wiolonczelistkę Chloe Picard.
- Jak doszło do Twojej współpracy z obiema tymi artystkami?
- Charlotte odkryłem na Youtubie i od razu wiedziałem, że znalazłem duszę tego projektu. Na szczęście mieszkaliśmy w tym samym mieście. Charlotte zgodziła się rozpocząć współpracę ze mną i obdarować swoim głosem projekt KIN Fables po tym, jak przesłałem jej maila z moimi pomysłami i konceptualnymi obrazami związanymi z tym projektem.
Chloe skontaktowała się ze mną, gdy w Internecie ukazał się pierwszy film z cyklu KIN Fables. Wyraziła chęć nagrania partii wiolonczeli do kolejnych produkcji z tej serii zatytułowanych „Salvage” i „Requiem”. Natychmiast „zażarło” między nami na płaszczyźnie muzycznej i tak wystartowała nasza współpraca. Chloe jest wyjątkowo dobra w tym co robi i wnosi dużo emocji do brzmienia CLANN.
- Gdy słucham śpiewu Charlotte mam skojarzenia z Elisabeth Fraser z grupy Cocteau Twins, która znakomitą większość piosenek tego zespołu śpiewała w nieistniejącym języku. Czy Wy także stworzyliście taki język na potrzeby CLANN?
- Praca z Charlotte w studiu nagraniowym była bardzo przyjemna i dawała mi dużo radości, gdyż nie chcieliśmy przywiązywać konkretnych słów do określnych nastrojów w piosenkach. Nie stworzyliśmy faktycznego języka, ale podczas licznych sesji nagraniowych Charlotte na przykład śpiewała poezję w różnych językach lub wyciągaliśmy z pudełka litery, z których tworzyliśmy przypadkowe słowa. Ona je śpiewała, a ja rejestrowałem. Gdy już miałem bardzo dużo takich sampli, mogłem się nimi bawić: ciąć, odwracać, wydłużać sylaby lub je przearanżować. Aż w końcu uzyskiwałem taki emocjonalny efekt, na którym mi zależało.
- Czy Chloe i Oleena robiły w studiu tylko to, co im zlecałeś, czy też miały swobodę artystyczną?
- Zawsze mają taką swobodę. Proces nagrywania wyglądał zwykle tak, że przynosiłem do studia nagraniowego szkic kompozycji, a one improwizowały na jego postawie. Gdy pracujesz w ten sposób, często zdarzają się chwile, gdy powstaje coś inspirującego. Dlatego też zachęcałem je, by wychodziły ze strefy komfortu i dawały coś od siebie. I rzeczywiście powstawało dużo niespodziewanych rzeczy, które zostały wykorzystane w kompozycjach, które trafiły na „Seelie”.
- Co jest takiego fascynującego w tym świecie wyspiarskiego folkloru?
- Ten świat przyciągał mnie już jako dziecko. Lubię idealizm i niewinność obecne w tych bajkach o rycerzach, ale jeśli chodzi o mityczne stworzenia takie jak elfy to najbardziej fascynująca jest ambiwalencja z nimi związana. Z jednej strony ludzie zawsze je podziwiali i jednocześnie się ich bali. Nigdy nie byli pewni, czy można im ufać. Jest to jednocześnie piękny, ale i niebezpieczny świat do eksplorowania.
- Wyobrażasz sobie siebie jako aktora?
- Tak, ale tylko wtedy, gdy nie będzie widać mojej twarzy. Uwielbiam pracować głosem.
- Czy album „Seelie” będzie promowany na koncertach?
- Tak, właśnie rozmawiamy z labelem płytowym House of Youth, jak najlepiej przygotować koncertową prezentację materiału z tego albumu.
- Dziękuję za rozmowę.
Pełnowymiarowy debiut Marii Somerville w barwach 4AD dobrze przywołuje ducha nagrań z jakich ta kultowa wytwórnia zasłynęła ponad 40 lat temu.
Tradycyjnie po kilku (długich) latach przerwy powrócił projekt Music Inspired By. Tym razem przywołując klimat świata Słowian.
Lider warszawskiej grupy Amarok Michał Wojtas zaprezentował debiutancką solową płytę "Lore".
Przerwa w aktywnościach spowodowana lockdownem, zdaje się nie dotykać Mariusza Dudy, który po wydanej już w tym roku płycie „Lockdown Spaces”, powrócił do swego głównego solowego projektu, czyli Lunatic Soul. Właśnie ukazała się siódma płyta zatytułowana „Through Shaded Woods” w ramach wyjątkowego cyklu życia i śmierci, którego obraz zaczyna się dopełniać. O szczegółach tego wydawnictwa i złożoności procesu jaki zachodzi w świecie LS, artysta opowiedział nam w długiej rozmowie.
50 lat działalności Clannad wieńczy antologia „In The Lifetime” oraz jubileuszowa trasa koncertowa zespołu. Blisko 20 płyt, niezapomniane melodie, magiczne dźwięki znane chociażby ze ścieżki dźwiękowej do serialu „Robin z Sherwood”, ale przede wszystkim niezwykła droga artystyczna, jaka stała się udziałem muzycznej rodziny Brennan. O tym wszystkim szczegółowo opowiedziała mi podczas długiej rozmowy, wokalistka, harfistka, Pierwsza Dama Muzyki Celtyckiej – Moya Brennan.
Lisa Hannigan wypłynęła na szersze wody w 2006 roku, kiedy zaśpiewała na płycie „9” Damiena Rice’a. Dziś tworzy głównie jako artystka solowa. W sierpniu ukazał się jej nowy album „At Swim”. Kilka dni temu supportowała Agnes Obel na koncertach w Polsce, a przed występem w warszawskiej „Stodole” okazję porozmawiać z nią porozmawiać miał nasz reprezentant Maciej Majewski.
Są takie płyty, które wyróżnia szlachetność w brzmieniu. Jakby pochodziły z nieco innego, onirycznego świata. I to można powiedzieć o nowej płycie projektu CLANN.
W związku z wyprzedaniem warszawskiego koncertu Clannad, który odbędzie się 27 kwietnia, organizatorzy dołożyli jeszcze jeden występ w klubie Stodoła, który odbędzie się 12 maja.
Irlandzka grupa wyruszy w przyszłym roku w pożegnalną trasę i w jej ramach wystąpi w Warszawie oraz Krakowie.
13 marca 2020 roku, dzięki BMG ukaże się specjalne wydawnictwo "In A Lifetime", podsumowujące karierę grupy Clannad.
Już tylko 16 dni zostało do pierwszego polskiego koncertu Schillera, który odbędzie się w warszawskiej Progresji.