MM: Wiem, ze Twoją specjalnością był śpiew operowy i barokowy. Obserwując jednak Twoje poczynania w muzyce rozrywkowej, zastanawiam się, czy bliżej Ci np. do bluesa czy elektroniki?
OM: Wydaje mi się, że to jest taki trójkąt bermudzki, w którym każdy ciągnie w swoją stronę, a potem powstaje z tego Kapitan Planeta (śmiech). Człowiek w ciągu swojego życia muzycznego nasiąka milionem różnych rzeczy. Przez wiele lat rzeczywiście słuchałam wyłącznie muzyki klasycznej. Na tym zresztą polegał mój młodzieńczy bunt, że słuchałam tylko baroku. Najpiękniejsze jest w niej to, że słychać, że jest to muzyka, będąca liczbą w czasie, matematyką. To jest przepiękne. Gdybym jednak została śpiewaczką operową, to bym się zanudziła na śmierć. Natomiast odnosząc się do Twojego pytania – nie wiem, czy jest sens określać, co jest mi bliższe. Wypadkowa tego, co wychodzi, jest jeszcze czymś innym. To, co jest najważniejsze, to kanał, którym mogę przesyłać emocje. Mrok w elektronice jest czymś naturalnym i prawdziwym. Nie chodzi jednak o to, by się w nim taplać. To raczej ta campowość, która objawia się w zarówno w bluesie jak i w elektronice jest kluczowa.
MM: Słuchając Twojego głosu np. w „Oblivion”, mam wrażenie, że wokalnie najbliżej jest Ci chyba z jednej strony do Kate Bush, a z drugiej do Annie Lennox?
OM: O, to wielki komplement dla mnie. I bardzo za niego dziękuję. Do Annie Lennox jest mi zdecydowanie bliżej, dlatego że po niej widać ogromną inteligencję i charyzmę. Poza tym ona jest bardzo androgeniczna. No i jej głos, który moim zdaniem jest dużo ładniejszy od głosu Kate Bush. Podobne postrzegam też Laurie Anderson.
MM: Sama wspominałaś w jednym z wywiadów, że tworzenie muzyki w Polpo Motel zaczyna się od podstaw. Czy to znaczy, że najpierw zawsze jest warstwa muzyczna?
OM: Tak, zawsze zaczyna się od muzyki. Polega to na tym, że spotykamy się, zaczynamy improwizować i w pół godziny powstaje piosenka, do której ja też improwizuje tekst. Nasza muzyka jest na tyle charakterystyczna. że często od razu pociąga za sobą konkretne tematy. Gdybym pisała najpierw tekst, to znacznie trudniej byłoby dopasować do niego muzykę.
MM: Pytam, ponieważ wydaje mi się, że wasza muzyka sama w sobie stanowi osobną opowieść, abstrahując od tekstów.
OM: To też wynika z tego, że oboje jesteśmy dość silnymi osobowościami. Niełatwo ustępujemy i dbamy o swoje części w naszej muzyce. Mamy swoje obsesje, które nie zawsze rozumiemy, ale je szanujemy. Na początku bardzo się kłóciliśmy. Dopiero gdy pracowaliśmy nad muzyką do spektaklu i mieszkaliśmy razem w takim mieszkaniu teatralnym, to złapaliśmy wspólny lot, przeglądając syntezatory na Allegro (śmiech).
MM: Jest u Was tez sporo nośnej muzyki np. w „Doomed”. Te melodie są wręcz kojące dla ucha.
OM: (śmiech) To ciekawe, co mówisz. Ta piosenka została wykorzystana w spektaklu, w którym Daniel gra wampira, a ja szatana. Chodzi w niej o to, że jako szatan stwierdzam, że jest zgubiony i nic mu nie pomoże. Stąd taki tytuł utworu.
MM: Poza tym sporo też się dzieje – „Brainmelt”, kojarzący się trochę z rave, jest tego najlepszym przykładem.
OM: I bardzo dobrze. Niech się dzieje jak najwięcej! Zresztą spójrz na okładkę płyty. „Cadillac Hearse” to karawan marki Cadillac. I tam w kosmosie jest taki malutki karawan, który się unosi, niczym Tesla z Davidem Bowiem. Okładka nawiązuje do stylistyki lat 80….
MM: Wygląda jak okładka podręcznika do geometrii
OM: Ale to podręcznik do geometrii w piekle (śmiech). Jak budować kotły dla grzeszników. Jak zbudować wiadukt nad autostradą do piekła, żeby się zawalał na tych najgorszych (śmiech).
MM: Aspekt płci w muzyce ma dla Ciebie znaczenie?
OM: Mam problem z tym, że postrzega się artystów właśnie przez pryzmat płci. Moja płeć jest dla mnie kompletnie nieistotna. To, że jestem kobietą i ubieram się jak kobieta nie ma znaczenia, ponieważ równie dobrze mogłabym być draq queen. W tym momencie jednak to są bardzo ważne kwestie. Mamy taka sytuację polityczną, jaką mamy. I to, jak myślisz o swojej płci, od razu cię w jakiś sposób klasyfikuje politycznie. Oraz to, czy powinien być podział na cechy typowo męskie i typowo kobiecie… Znam masę kobiet, które mają cechy mężczyzn i równie tyle mężczyzn, którzy mają cech typowo kobiecych. Sama trenuje kickboxing i strzelam na strzelnicy, więc równie dobrze mogłabym być napakowanym narodowcem. Myślę, że rozumienie kobiecości, jako intuicja, czułość, czy empatia, to nie są cechy od których się odżegnuje. Chce mieć to wszystko i nie być postrzegana tylko jako ostoja ogniska domowego. Jedno drugiemu przecież nie przeszkadza. Dlatego rozgraniczenie na płcie nie ma sensu. Ważniejsze jest skupienie się na tych cechach, które robią z nas ludzi dobrych i przyzwoitych.
MM: Co dalej?
OM: Nie mamy na razie zaplanowanego żadnego koncertu. Mam tez drugi zespół, który założyłam z Patrykiem Zagrodzkim, w którym panuje kosmos w świetle dziennym. Zobaczymy, co dalej da się z tym zrobić.
MM: Dziękuję za rozmowę.
"Nowa płyta Polpo Motel to spore przeżycie i chyba najlepsza z dotychczasowych płyt tego polskiego duetu" - napisał nasz recenzent Jakub Oślak we wstępie do recenzji nowej płyty duetu Olga Mysłowska - Daniel Pigoński.