Jakub Oślak: Gratulacje z okazji przyznania tytułu „Człowieka ze Złotym Uchem” przez Soundedit Festival w Polsce!
Mick Harvey: Dziękuję. To zaszczyt.
JO: Byłeś siłą twórczą Nick Cave & The Bad Seeds oraz The Birthday Party. Byłeś częścią Crime & The City Solution, a także The Ministry of Wolves. Odegrałeś ważną rolę w sukcesie PJ Harvey. Co więcej, przywracasz zainteresowanie piosenkami Serge'a Gainsbourga. Stylistyczny zakres tego wszystkiego jest conajmniej imponujący. Kim jest Mick Harvey - jako muzyk, kompozytor, producent?
MH: Masz na myśli, czym jest Mick Harvey?
Pod pewnymi względami wszystkie te role są dla mnie różnymi dyscyplinami. Przede wszystkim jestem muzykiem i staram się wpływać na to nad czym pracuję poprzez moją grę i wkład w aranżacje utworów. Nieuchronnie znajduję się w obszarze produkcji, ponieważ przynoszę ze sobą pewność siebie, swojej wizji i pomysłów. Naprawdę nie lubię samodzielnej produkcji, ponieważ jestem bardziej zainteresowany graniem muzyki, niż oglądaniem jak grają inni. Tak więc w większości nagrań, w których brałem udział, byłem zaangażowany w czynne granie i wpływanie na dźwięk i kierunek produkcji, także od strony technicznej.
Komponowanie to zupełnie inna dyscyplina. Przez wiele lat komponowałem tylko muzykę i nie wchodziłem w liryczny aspekt pisania piosenek. Dopiero od niedawna także piszę piosenki, a nawet miałem jeden album Sketches from the Book of the Dead, na którym sam napisałem wszystkie teksty - na dobre i na złe.
Jednak dla mnie pisanie lub nie pisanie nigdy nie było głównym czynnikiem napędowym. Zawsze zdawałem sobie sprawę, że moją prawdziwą siłą jest doprowadzenie do pomyślnego zakończenia wszystkiego, nad czym pracuję. To znaczy, że niezależnie od projektu zajmuję się całością pracy, a nie tylko moim osobistym wkładem. Nawet w latach The Birthday Party, pamiętam, ludzie pytali mnie, czy miałem silniejszy związek z epką The Bad Seed, ponieważ napisałem wszystkie piosenki, a dla mnie to nie miało żadnego znaczenia.
JO: Współpracowałeś z nieskończoną liczbą muzyków. Wydaje się, że dostajesz twórczych skrzydeł, gdy jesteś otoczony innymi; jak ważny jest element współpracy, pracy zespołowej i burzy mózgów dla ciebie jako człowieka muzyki?
MH: Gdy kilku muzyków spotyka się i tworzy razem, wszystko może się wydarzyć. To niepowtarzalne uczucie móc obserwować, jakie rezultaty daje mieszanina różnych składników. Jest to nieco zagubione zjawisko od czasu pojawienia się nagrań cyfrowych, jeszcze w latach 80., gdy syntezatory i automaty perkusyjne przejęły do pewnego stopnia rolę napędową muzyki. Ja, na przykład, niemal całą moją muzykę grałem czynnie i swobodnie, bez tych obciążeń technicznych, a przede wszystkim z wieloma muzykami grającymi razem. Większość tego nie wie, ale The Bad Seeds nagrywali większość piosenek w studiu razem, w tym samym czasie. To zawsze tworzyło niepowtarzalną, odmienną atmosferę.
JO: Na początku swojej kariery przeniosłeś się z Australii do Europy, co wielu muzyków robiło przez lata, pomimo niekończących się społecznych i politycznych zawirowań na Starym Kontynencie. Jak ważny był dla ciebie ten ruch i co sprawiło, że zrobiłeś to w pierwszej kolejności?
MH: W tamtym czasie tworzona przez nas muzyka nie była szczególnie pożądana. Chodzi mi o to, że The Birthday Party nie było grupą typowo komercyjną, a populacja Australii wynosi do dziś zaledwie około 25 milionów. Wtedy, jeśli nie grałeś muzyki komercyjnej, nie było możliwości bycia usłyszanym poza swoimi granicami geograficznymi. Podróżując i grając w różnych odległych miejscach możesz zdobyć zainteresowanie, a potem, być może, wydać swoją muzykę na innych rynkach. Było dla nas dość oczywiste, że nie będziemy w stanie przetrwać dzięki tej dziwnej muzyki, którą graliśmy, gdybyśmy byli ograniczeni do Australii.
Szczerze mówiąc, muzyka Nick Cave & The Bad Seeds do dziś nie jest tak zupełnie i jawnie komercyjna. Ale po prostu tak długi staż, wytrwałość i od czasu do czasu tworzenie piosenek, które znalazły miejsce i rezonowały z publicznością na pewnym poziomie, doprowadziły do tego, że zespół i artysta stali się niemal mainstreamowi pod względem poziomu popularności. To jest coś, o czym nawet nie śniliśmy, kiedy opuszczaliśmy Australię w 1980 roku.
JO: Różne zespoły, różne style, różne instrumenty, różne kraje zamieszkania. Niektórzy mówią, że jedyną stałą rzeczą w życiu jest zmiana. Jak ważna jest zmiana dla artysty, nawet jeśli oznacza to poświęcenie twórcze i ryzyko dezaprobaty fanów?
MH: Nie można się martwić tym, co fani będą lubić, a czego nie. Gdybyśmy tak robili, wiele z tych osób nigdy nie stałoby się fanami tego, w co byłem zaangażowany na początku kariery. Bardzo często, to na co reagują, to sam fakt, że robimy coś co nie ma na celu sprzedaży. Patrząc wstecz, przez lata prezentowałem wiele różnych stylów i rodzajów pracy twórczej, ale w większości przypadków ja i ludzie, z którymi pracowałem podążaliśmy za własnymi instynktami.
JO: To oczywiście prowadzi do pytania o The Bad Seeds. Jak oceniasz i wspominasz te 36 lat artystycznej i osobistej znajomości z Nickiem Cave'em?
MH: Odpowiedź na to pytanie jest bardzo trudna, ponieważ są dziesiątki rzeczy do przemyślenia. Kiedy słucham tych płyt, co musiałem zrobić chociażby gdy je przerabiałem lub sprawdzałem próbne tłoczenia reedycji winylowych, dochodzę do wniosku, że nadal kocham większość tych albumów. Myślę, że to dobry wynik.
Nick i ja mamy obecnie bardzo dobre relacje. Nie widzę go często, ponieważ żyjemy na różnych kontynentach, ale nasz związek i zrozumienie jest głębokie i sięga daleko. Myślę, że w końcu zrozumiał, po kilku latach, że moje odejście z zespołu nadeszło we właściwym momencie.
JO: Jak oceniasz ich ostatnie nagrania i kierunek, jaki obrali po twoim odejściu?
MH: Szczerze mówiąc, bardzo trudno jest mi być obiektywnym. Uwielbiam tytułowy utwór z Push the Sky Away; na tym albumie było kilka mocnych piosenek. Skeleton Tree trudno jest komentować - to tak osobista płyta Nicka, która z konieczności rzeczy jest niedostatecznie wyprodukowana. Są tam wspaniałe rzeczy.
Czuję, że moje odejście z zespołu stworzyło sytuację, w której The Bad Seeds musieli znaleźć inne terytorium, niż to które opanowali na dwóch albumach Grinderman oraz Dig, Lazarus, Dig. Dobrze się stało. To prawdopodobnie mój jedyny wpływ na ich dwa ostatnie albumy, ale nie bez znaczenia.
JO: Twoja współpraca z PJ Harvey, w różnych rolach, obejmuje już sześć jej albumów, z których dwa zostały nagrodzone Mercury Prize. Co sprawia, że we dwoje jesteście tak silni twórczo?
MH: Mamy dobre zrozumienie i wzajemny szacunek jako muzycy. Polly jest tak kreatywna jak tylko ona potrafi, ja nie mam na to wpływu; sama pisze piosenki i dyktuje warunki, ile i kiedy itd. Ale ona, jak każdy, kto rozumie ten fach wie, że potrzebuje dobrych ludzi dookoła, aby rozwijać swoją muzykę. Chociaż jest niesamowicie utalentowana i jest w stanie poradzić sobie sama, kiedy jej to pasuje.
JO: Kolejnym z twoich powtarzających się partnerów muzycznych jest Alexander Hacke. Porównując tylko te trzy muzyczne osobowości - Cave, PJ i Hacke - jak znaleźć równowagę między tak różnorodnymi talentami, aby współpracować z każdym z nich tak skutecznie, jak ty?
MH: Naprawdę czuję, że to wierzchołek góry lodowej. Przez lata współpracowałem z wieloma różnymi muzykami: Rowlandem S. Howardem, JP Shilo, Anitą Lane, Simonem Bonneyem... Oni wszyscy są podobni w jednym: chcą lub potrzebują współpracy z ludźmi o podobnych poglądach, aby osiągnąć rezultat, który wykracza poza to, co mogą osiągną sami. Alex Hacke jest genialnym muzykiem i dobrym przyjacielem i zawsze lubię z nim pracować. W pewien sposób zawsze jest tak samo. Oni przynoszą swoje rzeczy, a ty przynosisz swoje – i jeśli jest to spójne, wynik zawsze będzie większy niż suma jego części. Tak właśnie jest – na to zawsze liczę.
JO: Wydaje się, że Serge Gainsbourg miał znaczący wpływ na twoją muzyczną drogę. Oprócz tego, że jest jednym z największych autorów piosenek naszych czasów, jest także całkiem barwną postacią. Co fascynuje Ciebie w jego życiu i pracy, co sprawiło, że nagrałeś już cztery albumy jego piosenek?
MH: Nie jestem pewien, czy miał aż taki wpływ na moją własną muzykę. Lubię to, co robił z niektórymi jego nagraniami, ale jego styl i struktury piosenek są prawdopodobnie trochę obce mojemu podejściu. Bardzo cenię jego sposób pisania i jego stosunek do świata w ogóle; są one bardzo zabawne, ale też inne niż moje. Wiele osób przywołuje jego zachowanie i opowiada anegdoty, co jest dobrą zabawą, ale nie tym, co mnie interesuje w Gainsbourgu. Dla mnie była to misja zrozumienia i przetłumaczenia jego piosenek. To mnie interesowało.
JO: Twój najnowszy album, "The Fall And Rise Of Edgar Bourchier And The Horrors Of War", również został zainspirowany twórczością poety z innego czasu. Jednak romantyczna postać poety męczennika jest czymś dość odległym od dekadencji i rozpusty piosenek Gainsbourga. Jaka jest wspólna płaszczyzna dla tych dwóch artystów, którzy zainspirowali Cię do pracy z ich materiałem?
MH: Całkowicie nie zgadzam się z tą oceną. Ogromna większość piosenek Gainsbourga nie jest rozpustna, a dekadenccy i wojenni poeci, ze względu na swoją tematykę, zagłębiają się w motywach rozpustnych, dekadenckich i niepokojących. Może uda ci się znaleźć wspólną płaszczyznę w tej odpowiedzi, nawet jeśli postawi to twoje zdanie na głowie.
JO: Co motywuje Cię do przypominania ludziom o dziełach i historiach życiowych artystów takich jak Edgar czy Serge? Czy uważasz, że artyści powinni „nieść pochodnię” tych, którzy już nas opuścili?
MH: Nie. Gdyby to była moja misja, skupiłbym się tylko na Ninie Simone. Myślę, że w przypadku Gainsbourga i Bourchiera używam tych prac dla własnych celów. To część tego procesu, tego, co robią wszyscy artyści przez cały czas. Znajdują rzeczy, które mogą zmienić i wykorzystać, aby uruchomić lub rozwinąć własne pomysły.
JO: Ostatnie pytanie, Mick. Ze swojej ogromnej ilości nagranych i nagradzanych albumów, różnorodnych zespołów i projektów, a także inspirujących współpracy, co byś określił jako „ten, z którego jesteś najbardziej zadowolony” lub który uważasz się za swoje najlepsze osiągnięcie?
MH: To kolejne pytanie na które nie potrafię odpowiedzieć. Ludzie często pytają mnie, jaki jest mój ulubiony album lub utwór, z którym byłem związany, i niestety to nie są kategorie, jakimi myślę. Nie jestem pewien, czy wielu artystów to robi. Być może fani lub analitycy myślą w tych kategoriach, nie jestem pewien, ale to naprawdę coś, z czym ja nie mogę się zmierzyć. Za dużo tego było i za bardzo to wszystko lubię.
JO: Dziękuję za rozmowę.
Foto: mat.prasowe Soundedit
Mick Harvey i Amanda Acevedo ogłosili szczegóły nowego wspólnego albumu „Phantasmagoria in Blue”, który zostanie wydany przez wytwórnię Mute na winylu, CD i cyfrowo 1 września.
Mick Harvey to człowiek-instytucja, którego cichy acz znaczący wpływ na kształt otaczającej go muzyki jest nie do przecenienia. To czołowa postać ‘australijskiej nowej fali’, która zaatakowała na starcie lat 80 i do dziś wywiera wpływ na muzyczne poszukiwania alternatywnych dusz.
Legendarny muzyk wystąpi 5 maja w Poznaniu w towarzystwie berlińskiego zespołu Sometimes With Others.
Mick Harvey, znany ze współpracy z Nickiem Cavem pod szyldami The Birthday Party i oczywiście Nick Cave And The Bad Seeds, był jedną z gwiazd tegorocznego Off-Festivalu. Zaprezentował wówczas repertuar Serge’a Gainsbourga, który nagrał na płytach „Intoxicated Man” (1995) i „Pink Elephants” (1997). Przed koncertem skorzystałem z możliwości krótkiej rozmowy z artystą.
Nie minął nawet rok od wydania „Delirium Tremens”, a Mick Harvey ponownie uracza nas zbiorem interpretacji piosenek Serge’a Gainsbourga.