Editors

Tom Smith/Justin Lockey/Elliott WilliamsGrzegorz Szklarek
Grupa Editors wydała kompilację "Black Gold - Best of Editors", na której znalazły się wybrane przeboje zespołu, trzy nowe utwory oraz akustyczne wersje ośmiu kompozycji. W ramach promocji tego wydawnictwa grupa Editors zagrała koncert w radiowej Trójce oraz udzieliła serii wywiadów. Porozmawialiśmy z wokalistą Tomem Smithem, gitarzystą Justinem Lockeyem oraz klawiszowcem Elliottem Williamsem między innymi o nowej kompilacji, tworzeniu klipów Editors i wspólnych koncertach tego zespołu z The Cure.

- Czy zakładając Editors na początku ubiegłej dekady myśleliście, że kiedykolwiek wydacie album „Best Of”?

- Tom: Nie, nigdy nam to nie przeszło przez głowy. Zawsze byliśmy zafascynowani wykonawcami, którzy mają bogate dyskografie, którzy mogą pochwalić się długim stażem. To jest coś, co sami chcieliśmy osiągnąć. To był jeden z celów, do którego dotarcie wymarzyliśmy sobie jako młodzi muzycy. Ale pamiętajmy także, że  kompilacja „Best Of…” jest dowodem szybko przemijającego czasu, co już nie jest takie fajne (śmiech). Ale oprócz tego dużą przyjemność sprawia świadomość, że osiągnąłeś status zespołu, który ma składankę największych przebojów.

- Dlaczego zdecydowaliście się na wydanie takiej kompilacji akurat teraz?

- Justin: Jesteśmy zespołem, który nagrał trzy płyty w oryginalnym składzie i trzy z nowymi muzykami, do których zaliczam się i ja. Uznaliśmy, że ten idealny balans w ilości albumów wydanych przez dwa wcielenia Editors jest dobrym momentem, aby przypomnieć ich dokonania, a jednocześnie narysować wyraźną linię, która oddziela tamte dokonania od kolejnych, które są przed nami.

- Elliott: Ciężko powiedzieć, kiedy nadchodzi odpowiednia pora na wydanie takiej kompilacji. Uznaliśmy, że ta symetria o której powiedział Justin jest istotna. Jednocześnie pomyśleliśmy sobie, że takie wydawnictwo może być też dobrym wprowadzeniem w twórczość Editors dla ludzi, którzy nas dotąd nie znali bądź mieli o naszej twórczości mgliste pojęcie. Dlatego też znalazł się na „Black Gold” nie tylko zestaw wybranych singli z naszego katalogu, ale także dodatkowa płyta z akustycznymi wersjami kilku utworów Editors.   

- No właśnie: na tej kompilacji nie ma wszystkich singli. Dlaczego?

- Tom: Mieliśmy za mało miejsca na jednym krążku. Chcieliśmy zaprezentować utwory ze wszystkich płyt, a każda z nich była promowana przez kilka singli. Musieliśmy zadecydować, które kompozycje trafią na „Black Gold”…

- Mieliście problem z wyborem?

- Tom: Były długie dyskusje w naszym gronie. Było dla nas oczywiste, że na kompilację muszą trafić utwory ważne dla nas i dla naszych fanów, jak np. „An End Has An Start”, „Bullets”, “A Ton Of Love”, „Papillon”, „Munich”, „No Harm”. Na naszych pierwszych płytach były single, które nazwałbym “przebojami” w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Ale poza nimi także tworzyliśmy muzykę, wydawaliśmy single, które może nie odniosły większych sukcesów, ale są istotne z różnych powodów. Nie było łatwo dokonać wyboru, bo jak wspomniał Elliott chcieliśmy, aby „Black Gold” pełniło funkcję poznawczą dla osób, które nie znają twórczości Editors. No, ale poradziliśmy sobie.


- Praca nad tą składanką była z pewnością dla Was okazją do podróży w czasie do Waszej przeszłości. Gdy słuchaliście tych singli mieliście przemyślenia w stylu: „Wtedy mogliśmy to inaczej nagrać” albo „ten singel mógł nam bardziej pomóc”?

- Tom: Tak, myśleliśmy o tym. Wiesz, gdy wspominasz sobie o tym teraz, po latach, pojawiają się takie rozważania, że coś mogliśmy zrobić inaczej, którąś z naszych płyt dopracować bardziej lub wydać później.  Ale gdybym mógł się cofnąć w czasie niczego bym nie zmienił. Dla każdego artysty jego dzieło, nieważne czy jest to płyta, obraz czy książka, jest produktem tego, kim jesteś w danym momencie. To dzieło jest owocem Twoich doświadczeń z przeszłości, twojego samopoczucia. I muszę Ci powiedzieć, że ogromną przyjemność sprawiło mi słuchanie po wielu latach studyjnych wersji utworów takich jak „Munich” czy w ogóle piosenek na przykład z drugiej płyty. Przypomniałem sobie kim wtedy byłem. Ale zawsze patrzymy do przodu, myślimy o nowych nagraniach i płytach. Po prostu fajnie jest czasem zatrzymać się, spojrzeć wstecz, ale zaraz iść znowu przed siebie.

- Jedną z cech charakterystycznych Editors jest to, że staracie się nie powtarzać na kolejnych płytach…

- Tom: Zgadza się. Lubimy czuć, że jesteśmy w stanie ciągłej ewolucji. Lubimy bawić się dźwiękami, strukturą utworów oraz sposobem, w jaki prezentujemy kompozycje. Gdybyśmy czuli, że zaczynamy się powtarzać, to nie czulibyśmy satysfakcji z naszej pracy. Po co nagrywać kolejną wersję pierwszej płyty, która ukazała się 14 lat temu?

- Czy te trzy nowe kompozycje, która trafiły na „Black Gold”, są zapowiedzią nowej płyty Editors?

- Justin: Nie sądzę. Te utwory powstały już po nagraniu naszego ostatniego albumu studyjnego „Violence”, ale brzmią jakby były wyjęte z tej płyty. Nazwałbym je bardziej ostatecznym zamknięciem etapu „Violence” niż początkiem nowego wcielenia Editors. Te kompozycje są nieco przerysowane, były nagrane na szybko, z myślą o „Black Gold”. Lubimy je, ale niekoniecznie reprezentują kierunek, który będziemy chcieli obrać w przyszłości.

- Wspomnieliście już o tej akustycznej części kompilacji. Myślcie o całym albumie w tym stylu?

- Tom: Jak najbardziej. W ostatnich 10 latach istnienia Editors takich akustycznych setów graliśmy coraz więcej. I wydaje mi się, że wizja nagrania kiedyś albumu akustycznego jest atrakcyjna. Kiedyś na pewno to zrobimy.


- Jak zwykle w Waszym przypadku duże wrażenie robią klipy do dwóch z trzech premierowych kompozycji czyli „Black Gold” i „Frankenstein”. Zdajecie się całkowicie na reżysera czy też macie wpływ na ostateczny kształt filmu?

- Justin: Klip do „Black Gold” został wyreżyserowany przez Rahiego Rezvaniego, z którym współpracujemy już od kilku lat. On zrealizował między innymi nasze teledyski z płyt „In Dream” i „Violence”. Rahi jest artystą, który lubi sobie stawiać nowe wyzwania i robi świetne klipy w stylistyce mini-filmów. Mamy do niego duże zaufanie i lubimy współpracę z nim. Tutaj nie mieliśmy żadnych propozycji, po prostu pojechaliśmy na pustynię w Kalifornii i tam nakręciliśmy ten teledysk.

- Tom: „Frankenstein” to nasz pierwszy teledysk zrealizowany przez reżysera Gregory’ego Ohrela. Spodobały się nam jego wideo, które zrealizował dla innych artystów. Powiedzieliśmy mu: „Weź ten utwór, zrób coś bardzo śmiesznego i ”odjazdowego”. Spodobała nam się jego propozycja scenariusza i postanowiliśmy zrobić ten klip według jego wizji.

- W lipcu wzięliście udział w festiwalu w Londynie z okazji 40-lecia powstania grupy The Cure. Jak wspominacie to wydarzenie?

- Tom: Coś wspaniałego. Tak naprawdę, to poza tym festiwalem w Londynie zagraliśmy  z nimi jeszcze później dwa koncerty: w Bukareszcie i Florencji. Niesamowite ile osób przybyło na ten koncert w Londynie: 65 tysięcy! Duża część z nich przyjechała spoza Wielkiej Brytanii. Do atmosfery imprezy dostosowała się też pogoda, która była wymarzona. A dla nas tej koncert przed Robertem Smithem i jego kolegami był spełnieniem marzeń.

Elliott: Był spełnieniem marzeń przede wszystkim dla mnie, bo The Cure to mój ulubiony zespół. Myślę, że o tym festiwalu ludzie będą mówić jeszcze przez wiele, wiele lat.

- To może szykuje się jakaś współpraca Editors z The Cure w przyszłości?

- Justin: (śmiech) byłoby wspaniale, kto wie? Po ostatnim z tych trzech wspólnych występów z The Cure, który odbył się w Bukareszcie, mieliśmy z nimi mała imprezę. Każdy z tych trzech koncertów The Cure był wspaniały, ani chwili nudy i przestoju. To zajebi.cie wielki zespół!

- Panowie, teraz skupicie się na promocji koncertowej „Black Gold”, a co potem?

- Justin: Pewnie chwilę odpoczniemy i spotkamy się z wytwórnią płytową, by usiąść i zastanowić się jakie będą kolejne kroki i jak otworzyć nowy rozdział w działalności Editors. Na pewno będzie nowa płyta, ale kiedy – na razie nie wiemy.

- Dziękuję za rozmowę.

Editors w Polsce:

04.02.2020. Kraków, Studio

05.02.2020. Warszawa, Torwar

Informacje o biletach: www.livenation.pl

Foto: Grzegorz Szklarek

Website by p3a