- Muzyka na Waszym debiutanckim albumie uderza słuchacza z siłą Magnum 44 widocznego na okładce płyty. Aż tyle energii się w Was nagromadziło od czasów Waszej poprzedniej grupy Bimber Poland?
DB: Formuła Bimber Poland się wyczerpała. Zaczęły powstawać nowe piosenki, które otworzyły nowy rozdział pt. Clintwood, a energia, o której wspomniałeś, zaczęła coraz bardziej narastać i powoli przeradzać się w to Magnum widoczne na okładce. Zaznaczam, że do niczego ani do nikogo nie mierzymy (śmiech).
- A w Złotą Płytę nie mierzycie?
DB: No, na pewno byłoby fajnie zasłużyć na nią (śmiech). Zobaczymy, jak to będzie. Czasy są trudne i wiadomo, jak wygląda sytuacja ze sprzedażą płyt w naszym kraju. To, co podoba się tak zwanej branży nie koniecznie trafia do gustów szerszej publiczności. Natomiast odzew był i jest, jak do tej pory, jak najbardziej pozytywny.
- W Clintwood jest trzech muzyków tworzących kiedyś Bimber Poland czyli Ty, perkusista Piotr „Posejdon” Pawłowski oraz gitarzysta Krzysiek Zawadka. Spoza tego układu jest basista Piotrek Zalewski…
DB: Tak, to właściwie od Piotrka wyszedł ten impuls zmian. Pojawienie się świeżej krwi dało nam kopa i tak powstał Clintwood. Udzielił nam się jego entuzjazm i bardzo szybko z nowym materiałem wylądowaliśmy w studio.
- Piotr, jak się czułeś dołączając do tak uznanych, doświadczonych muzyków?
PZ: Bardzo dobrze. Tworzę sekcję rytmiczną z „Posejdonem”, który jest naprawdę doświadczonym i uznanym bębniarzem. Nie ujmując niczego pozostałym kolegom, ale to właśnie z „Posejdonem” najwięcej współpracuję i tworzę.
- A propos tworzenia: jak powstają piosenki w Clintwood? Czy miały one swoje korzenie jeszcze w poprzednim układzie?
PZ: Nie, tamten etap jest zakończony. Clintwood to całkowicie premierowa sytuacja i wszystkie piosenki powstały na nasz płytowy debiut.
DB: Przeszłości oczywiście nie wymażemy, ale w pewnym momencie spostrzegliśmy, że nie ma szans na krok do przodu. Na prawdę potrzebowaliśmy zmian. Wiele kapel, w takiej sytuacji zwyczajnie się rozpada. Nas było stać na ten wspólny krok do przodu, mam nadzieję (śmiech). Do przodu i trochę w innym kierunku. Jeżeli zaś chodzi o powstawanie piosenek, to sprawa jest prosta, ktoś przynosi numer, pokazuje go, zaczynamy grać i jeżeli "idzie" to jest klepnięty. Muszę tu dodać, że w naszym przypadku, piosenki niemal od razu nabierały kształtu ostatecznego i już w studio za bardzo w nich nie grzebaliśmy.
- A jak jest z tekstami? Skąd czerpiesz inspiracje?
DB: Trochę z „musu” jestem autorem większości tekstów, choć kilka z nich napisał Jędrek Wielecki i są dużo lepsze od moich. Oczywiście idealnie jest gdy wokalista pisze dla siebie, ale wiem kiedy odpuścić i skorzystać z usług kogoś bardziej utalentowanego (śmiech). To co napisał Jędrek bardzo nam się spodobało. Wydaje mi się, że zaśpiewałem je jak swoje.
PZ: Ale o wiele łatwiej jest śpiewać swoje teksty do swojej muzyki.
DB: Dokładnie tak. Jednak w tych 4 numerach uznałem, że jego teksty są lepsze i to było podstawowe kryterium. Powiem jeszcze, że bardzo je lubię.
- Biorąc pod uwagę to, że w ostatnich latach robi się w Polsce coraz większa koniunktura na rocka, mam wrażenie, że Wasza płyta może ostro namieszać na naszym rynku. Jak sądzicie?
DB: Czemu nie? Tym bardziej, muzyka gitarowa zaczyna znowu dominować, z czego bardzo się cieszymy. Szkoda tylko, że kultura chodzenia na koncerty wciąż pozostawia wiele do życzenia. Mam nadzieję, że ulegnie zmianie podejście publiki jak i właścicieli i menadżerów klubów. Choć jest kilka kapel, które wypełniają największe hale w Polsce, ale mi chodzi bardziej o koncerty klubowe. Oczywiście zamierzamy grać jak największą ilość koncertów. A że gramy całkiem fajne piosenki i świetnie się przy tym bawimy, to mam nadzieję, że będzie ich coraz więcej.
- Płytę wydał Chaos Management, jedna z czołowych, polskich agencji managerskich, zajmująca się między innymi Arturem Rojkiem, Pustkami i Tres.B. Jak doszło do Waszej współpracy?
DB: Całkiem zwyczajnie, dostarczyliśmy demo, posłuchali i stwierdzili, że coś tam możemy wspólnie ulepić. Wtedy wzięliśmy się ostro do pracy. Płyta powstała bardzo szybko i plan, który nam przedstawili był i jest konsekwentnie realizowany.
Do momentu nawiązania współpracy z Chaos Management wydawało się nam, że jesteśmy w stanie poradzić sobie sami ze wszystkimi aspektami związanymi z wydaniem płyty. Jednak postanowiliśmy oddać się w ręce profesjonalistów. My gramy, a całą resztą związaną z promocją, organizacją koncertów zajmuje się firma. Tak samo było przy produkcji albumu, którą zajmował się Adam Toczko. Weszliśmy do studia, nagraliśmy piosenki i wyszliśmy. Bez grzebania w piosenkach, bez wtrącania się i przepychanek z cyklu tu za głośno gitara, tu za cicho bas, a tu za mało wokalu. Przyjęliśmy ścisły podział kompetencji, każdy robi to, na czym zna się najlepiej. I jak na razie to się sprawdza. Polecam, gdyż jest to oszczędność czasu i kasy (śmiech)
- Wasza debiutancka płyta powstała kilka miesięcy temu. Macie już pomysły na kolejny album?
- DB: Oczywiście, parę rzeczy już powstało tym bardziej, że musimy poszerzać koncertową setlistę. Praca wre, ale na razie skupiamy się na naszym Clintwoodowym debiucie. Dużo pracy związanej z promocją, więc myślenie o kolejnym albumie odkładamy na potem. Zapraszamy na koncert promocyjny do warszawskiego klubu Hybrydy, który odbędzie się 7 marca.
- Dziękuję za rozmowę.
Debiutancki album grupy Clintwood założonej przez byłych muzyków takich zespołów jak chociażby: Oddział Zamknięty, T.Love, Closterkeller, Bimber Poland.
Dwie znane postaci polskiej sceny połączyły siły we wspólnym rock'n'rollowym projekcie. Singiel „Gdy znikam” zapowiada pierwszy album zespołu Faceci, zatytułowany „Nostalgia w promocji”.