Mariusz Duda

Mariusz DudaJakub Oślak
Pod koniec listopada ukazał się album "Interior Drawings" Mariusza Dudy zamykający trylogię jego solowych wydawnictw rozpoczętą w czerwcu 2020 roku krążkiem "Lockdown Spaces". Premiera nowej płyty była idealnym pretekstem do przeprowadzenia wywiadu z Artystą co uczynił nasz wysłannik Jakub Oślak.

Jakub Oślak: Czy Interior Drawings to już koniec Twojego cyklu lockdownowego? Szkoda kończyć coś, co idzie tak dobrze! Częstotliwość wydawnicza świadczy o inspiracji, motywacji, i chęci tworzenia.

Mariusz Duda: Tak. Koniec. Faktycznie motywacji i chęci tworzenia nie zabrakło, ale pozwolę sobie podkreślić fakt, że lockdownowa trylogia to przede wszystkim muzyka instrumentalna, a ja najwięcej czasu zawsze poświęcam na pisanie tekstów. W częstotliwości wydawania moich ostatnich płyt bardzo pomogła też forma cyfrowa tych wydawnictw, a pamiętajmy, że w czasach pandemii na produkcję winyla czeka się około pół roku. Kiedy jednak tego nośnika nie ma, a mamy głównie digital, to płyta ukazuje się praktycznie zaraz po wyjściu ze studia. I stąd te częste wydawnictwa. Pragnę jednak uspokoić fanów nośników fizycznych: w 2022 mam zamiar nadrobić wszystkie zaległości z lockdownowym cyklem związane i trylogia w końcu ukaże się na CD i winylu.

JO: Czy po tych trzech płytach czujesz, że kolejne hipotetyczne epizodytego cyklu byłyby już ciągnięte na siłę? Czy wolałbyś już zacząć zajmować się czymś innym? Lockdown na świecie niestety trwa.

MD: Temat zamknięcia zawsze był mi bliski. Panic Room czy Walking on a Flashlight Beam pojawiły się jeszcze zanim lockdown stał się mainstreamem. Chwilowo nie chciałbym wydawać kolejnej rzeczy związanej z tą tematyką. Trylogia wystarczy - chociaż na wydanie CD szykują się bonusy (śmiech). Niemniej, kolejny album pod szyldem ‘Mariusz Duda’ z pewnością się ukaże.

Ten elektroniczny ‘Mariusz’ jest naturalną kontynuacją tego, co rozpocząłem na Fractured i Under the Fragmented Sky, które - jeśli chodzi o świat Lunatic Soul - były bardzo od reszty lunatycznych albumów odstające. Teraz mam jednak do dyspozycji kolejny, już trzeci projekt. I dzięki niemu mogę sobie obecnie pozwalać na to, czego nie mógłbym robić ani w Riverside ani nawet w Lunatic Soul. Teraz, kiedy stworzyłem sobie takie prywatne uniwersum Marvela - tu rock progresywny, obok tego bardziej folk i orientalizmy, a tam zaś elektronika - mogę skakać między projektami w zależności od artystycznych potrzeb.

JO: A czy Twoja osobista passa wydawnicza sprawia, że podświadomie przerzucasz uwagę na Lunatic Soul i elektronikę znacznie bardziej, niż dotychczas, w stosunku do statku-matki, czyli Riverside?

MD: Już nie jestem na tym etapie, że Riverside jest na piedestale, a cała reszta to projekty poboczne; do wszystkiego podchodzę z takim samym zaangażowaniem. Zdecydowałem, jednakże, że tylko Riverside będzie u mnie związane z graniem koncertów. Gdybym promował płyty Lunatic Soul roczną trasą koncertową, to zapewne w ciągu ostatnich 20 lat działalności artystycznej nie wydałbym 20 płyt, tylko najwyżej połowę tego. A że tworzenie nowej muzyki wciąż jest dla mnie najważniejsze, muszę mieć do tego możliwości. I najlepiej łączyć to hybrydowo. Tu studio i koncerty, a tu tylko studio.

A odpowiadając na Twoje pytanie: przyznam, że nie miałem ostatnio serca do rocka progresywnego. Ostatnie 2 lata, to u mnie głównie muzyka instrumentalna, z przewagą elektroniki. Chciałem za tym pójść. Trochę mogę za to winić lockdown i brak możliwości grania koncertów z Riverside, ale przyznaję, że zmęczyło mnie to naprzemienne schematyczne wydawanie płyt Riverside i Lunatic Soul. I stylistyka, w której się ostatnio obracałem też mnie zmęczyła. Lockdown na pewno wywrócił parę rzeczy do góry nogami, parę rzeczy też mi w głowie przewartościował. Stąd ucieczka w dosyć mocny leśny folk na ostatnim Lunaticu i ta ‘Mariuszowa’ elektroniczna trylogia na kasetach.

Ale do Riverside już wracam. Już się po tych dwóch latach trochę za naszą specjalną wersją progresywnego rocka stęskniłem. I rok 2022 zdecydowanie będzie należał do Riverside, bo już w końcu czas nagrać nowy album.

JO: A skąd wzięło się to zmęczenie progresywną stylistyką? Przecież to ona leży u podwalin Riverside i dla wielu słuchaczy jest nierozerwalnie związana z Waszym artystycznym DNA.

W rocku progresywnym jest tak, że wszystko musi się zgadzać w tzw. klasycznej formie. Zespół musi mieć gitarę, perkusję, bas, klawiszowca, wokalistę. Słuchacz musi wiedzieć, kto na czym gra i jaka jest jego rola w zespole. Zawsze można mu wtedy przyznać jakieś wyróżnienie w odpowiedniej kategorii. To dlatego, między innymi, w pewnym momencie, poczułem się w Riverside jak w klatce. I przyznam, że dopiero w Lunatic Soul zrozumiałem, że największą swobodę twórczą mam wtedy, gdy mogę grać na wielu instrumentach i kiedy te instrumenty mogą brzmieć niestandardowo. W nowym elektronicznym projekcie mogę pójść jeszcze dalej. W Riverside tego nie miałem i mieć nie mogłem. A ja raczej nie jestem ani klasycznym basistą, który chciałby grać tylko na basie, ani fanem muzyki, która najczęściej podoba się np. producentom gitar, bo wtedy najlepiej słychać ich produkty. Nie ukrywam, że wolę, gdy instrumenty nie brzmią standardowo i gdy nie do końca wiadomo, na jakim instrumencie powstał dany dźwięk. Wtedy jest ciekawie. Coś się dzieje. W Riverside nie zawsze mogłem tak robić. W Lunatic Soul tak. Myślę, że Michał Łapaj z Piotrem Grudzińskim trochę mi tego świata zazdrościli. I myślę, że to był też powód, dla którego narodził się Eye of the Soundscape, dla niektórych nasz pierwszy prawdziwie progresywny album (śmiech). Część naszej publiczności jednak tego nie zaakceptowała. Dla nich zawsze byliśmy zespołem progresywno-metalowym. Do dzisiaj pamiętam recenzję, w której EOTS otrzymał od zbulwersowanego recenzenta jedną gwiazdkę. Napisał (parafraza): Owszem, bardzo mi się ta płyta podoba; ale to przecież nie jest prog-metal!

JO: Czy Riverside może znów nagrać coś takiego, jak Eye of the Soundscape? Nie boję się nazwać go swoim ulubionym albumem, a o potencjale na więcej świadczą chociażby Wasze solowe płyty.

Riverside od zawsze starał się być w tym prog-rockowym świecie zespołem na tyle eklektycznym, aby stać nas było twórczo i mentalnie na nagranie i wydanie takiego albumu jak EOTS. Ja się na takiej muzyce w stylu Tangerine Dream wychowałem, od niej zaczynałem i mam ją do dzisiaj w swoim DNA. Michał również. Razem z Grudniem byliśmy zaś fanami Dead Can Dance. Kiedy we trzech chcieliśmy spróbować połączyć te dwa światy w jednym miejscu - zrobiliśmy to pod szyldem Riverside. Ale to nie było do końca Riverside, bo na pokładzie jest jeszcze Piotr Kozieradzki, a na tej płycie gra tylko jeden rytm.

Przyznaję, że gdy pojawiały się nam po sesjach jakieś Night czy Day Sessions, zaczął chodzić mi po głowie side-project, w którym moglibyśmy te fascynacje i inspiracje już nie tylko przemycać na bonusowych krążkach, ale otwarcie wyrażać. Eye of the Soundscape miał być takim crossoverem - albumem, który miał się w przyszłości przerodzić w niezależny byt. Gdyby Piotrek Grudziński żył, zapewne tak by się stało. Jednak historia potoczyła się tak jak się potoczyła.

Jak się okazało, elektronika trafiła bardziej na płyty Lunatic Soul niż Riverside. Czułem, że wolę, aby na siódmym albumie zespół rockowy wrócił do grania rocka. I myślę, że raczej nieprędko taki album jak EOTS znowu powstanie.


JO: A czy solowa płyta Michała Łapaja oraz Twoja twórczość elektroniczna może być początkiem nowej, pięknej przyjaźnimiędzy Wami dwoma? Czy jest Wam pisany osobny, wspólny album?

MD: Mieliśmy plany z Michałem, żeby nagrać „Nowego EOTSa”. I nie jest wykluczone, że kiedyś coś takiego nagramy. Michał ma swoją miłość do klasycznych analogów, ciężkich i mrocznych, które wszyscy znają z Riverside. Ja tworząc elektronikę obiecałem sobie, że zostawię tamten riversidowy świat i spróbuję znaleźć inne środki wyrazu. I myślę, że w Lunatic Soul na Fractured udało się stworzyć coś ciekawego; ale, dopiero na lockdownowej trylogii znalazłem to swoje el-brzmienie. Moja elektronika jest ‘chudsza’, ‘pudełkowa’, cyfrowa, bardziej jak Thom Yorke niż Klaus Schultze. Tak przynajmniej było na Claustrophobic Universe. Na Interior Drawings doszło więcej żywego pianina.

Z pewnością, ciekawie byłoby połączyć te dwa światy. Ale pamiętajmy, że my już je połączyliśmy. Eye Of The Soundscape nie jest przecież albumem tylko jednego z nas. Poza tym wciąż gramy razem w Riverside (śmiech).

JO: Zastanawia mnie, na ile trylogia lockdownowa była rzeczą spontaniczną, odpowiadającą na sytuację, a na ile jest to coś, co nosiłeś w sobie od dawna, co dopiero teraz miałeś okazję wyrazić?

MD: O moim DNA już rozmawialiśmy. Klawisze to mój pierwszy instrument, a na elektronice się po prostu wychowałem. Zaistniałem jednak jako śpiewający basista w zespole prog-rockowym, więc z graniem elektroniki trzeba było trochę poczekać. Był Eye Of The Soundscape, ale na klawiszach zbyt dużo tam nie grałem. Było Fractured i Under The Fragmented Sky, ale tu dla odmiany trzeba było tworzyć mimo wszystko w konwencji i grać dużo na gitarach.

W 2020, już w lockdownie, podczas nagrywania Through Shaded Woods Lunatic Soul, tradycyjnie w warszawskim Serakosie, poczułem się znudzony pracą w studiu. Zwłaszcza, gdy zaczęły się tzw. podmianki z demo, czyli poprawianie wokali, instrumentów, nagrywanie wielu partii na nowo, już tym razem „na poważnie”. Zawsze w takich sytuacjach trzeba być bardziej rzemieślnikiem, niż artystą. A ja chciałem znowu tworzyć nowe, wypluwać z siebie kolejne dźwięki! Pamiętam, że któregoś dnia poprosiłem Magdę i Roberta, żebyśmy odłożyli pracę i zaczęli robić coś innego. Podjąłem decyzję, że stworzę płytę z bonusami, z utworem Transition II, ale potem jeszcze z rozpędu sięgnąłem po Mooga Minitaura, podłączyliśmy MIDI, odpaliłem Nord Druma i zobaczyłem, że zaczynają wychodzić mi z tego rzeczy przypominające… No właśnie, co?

O kurcze, pomyślałem sobie, ale to jest inne, świeże, mroczne, chcę w to brnąć! I tak oto w krótkim czasie powstało coś, co miało już kształt zupełnie nowej płyty. Oczywiście padło pytanie, Co teraz? Jak to teraz zrobić, skoro za chwilę ogłaszam nowy Lunatic? I co, w tym samym momencie wypuszczam coś z zupełnie innej beczki? Coś, od czego większość fanów Riverside i Lunatic Soul i tak się odbije? Po namyśle postanowiłem, że po prostu wrzucę to do sieci. Na tym pewnie by się skończyło, gdyby nie fakt, że tematyka Lockdown Spaces, to tak naprawdę mój stary, ulubiony temat, czyli izolacja i zamknięcie.

Moje ulubione filmy Romana Polańskiego także dzieją się w czterech ścianach – „Wstręt”, „Lokator”, „Pianista” – bohaterowie tych filmów patrzą na wszystko z perspektywy zamknięcia. Kiedy pojawił się lockdown, kiedy odwołaliśmy koncerty z Riverside, stwierdziłem, że w sumie może i dobrze się stało. Wręcz poczułem jakąś ulgę, radość. Wow, będę mógł sobie teraz posiedzieć w studiu i nagrać jakąś nową płytę. Niestety na tapecie miałem tylko „otwarte lasy”. Trochę mi się to kłóciło, z tym, co czułem. A najwyraźniej potrzebowałem w swoim życiu takiej minimalistycznej, klaustrofobicznej płyty. Tylko nie miałem na nią wystarczająco czasu. Postanowiłem, że zrobię ją w specyficzny sposób: zero jakichkolwiek gitar, tylko klawisze, automat perkusyjny, i już. Minimalizm, żadnych stringów, żadnych większych przestrzeni, żadnego zdobnictwa. Taki osobisty challenge: zróbmy płytę w dwa tygodnie i zobaczymy, co z tego wyjdzie. Wyszło nieźle, chociaż z perspektywy czasu uważam, że na Lockdown Spaces zabrakło przynajmniej dwóch kompozycji. Stwierdziłem, że temat nie został wyczerpany i w lockdownie zrobię jeszcze ze dwa takie albumy.

JO: Czy tworząc trylogię lockdownową miałeś poczucie, że może ona ułatwić Tobie powrót do Riverside? Czy był to jeden z czynników motywujących do tak wytężonej pracy w ostatnim czasie?

Riverside wciąż działało. To nie jest tak, że się nie spotykaliśmy. W 2021 zagraliśmy przecież koncerty z okazji naszego jubileuszu. Stworzyliśmy nawet Story of My Dream i kompilację Riverside 20.  Ale to prawda, że przez ostatnie dwa lata za nową płytę Riverside brać mi się nie chciało. Myślami byłem gdzieś indziej. Stwierdziłem, że zwyczajnie poddam się temu, co wydarzy się na próbach. Niestety, na próbach były jakieś pomysły, ale niewiele z tego wynikało. Głównie szykowaliśmy się na nich do jubileuszowych koncertów.

Myślę jednak, że koniec końców dobrze się stało. Potrzebowaliśmy takiego indywidualnego czasu dla siebie. Nie tylko ja, ale także Michał Łapaj i Maciek Meller. Michał w końcu miał czas skończyć i wydać swoją solową płytę. Maciek, pamiętajmy, również w tym okresie wydał swój solowy album, a niedawno wydał go jeszcze raz (śmiech). Ale tym razem w zupełnie innej formie.

Przerwa od riversajdowego świata i skończona trylogia sprawiła, że autentycznie zatęskniłem. I czuję, że ponownie mogę być motorem napędowym i stworzyć w Riverside coś ciekawego i oryginalnego. Zaczęliśmy robić już pierwsze demo, wizja nowego albumu powoli się kształtuje.

JO: Wspominałeś o uldze i radości z bycia w zamknięciu i niechęci do bycia w trasie. Ale wasze uśmiechy i spojrzenia ze sceny w Gdańsku i pozostałych miastach tego lata mówiły coś innego!

MD: Wiesz, ja nienawidzę wyjeżdżać! Nienawidzę się pakować, przygotowywać do jakiegokolwiek wyjazdu, nienawidzę latać pieprzonym samolotem. Autentycznie, gdybym mógł żyłbym w takim lockdownie non-stop. Ale paradoks jest taki, że jak już się przełamię - a całe moje życie polega na tym, że się do czegoś przełamuję - to jest już dobrze. I jak już jedziemy tym nightlinerem i jestem z chłopakami, jak już zaczynamy grać pierwsze koncerty, to autentycznie cieszę się, że tak się dzieje. Następuje u mnie przemiana. Mało tego, zaczynam czerpać z tego energię. Wraca mi witalność i zastanawiam się, dlaczego kolejny raz nie miałem na to czy na tamto ochoty, przecież ja tego potrzebowałem!

Tworzenie muzyki w studiu to jedno, ale wykonywanie jej na scenie i możliwość obserwowania reakcji publiczności, to drugie i najlepsze, co ci się może przytrafić w tym zawodzie. Kocham obie te rzeczy. Kocham grać przed publicznością, szczególnie taką, gdzie czujesz te endorfiny, widzisz te uśmiechnięte twarze w pierwszych rzędach i wiesz, że jesteś wtedy kimś ważnym. Radość innych udziela się i tobie. I po tym gdańskim koncercie pomyślałem sobie, rety, to ja nie chciałem jechać w tę trasę?!?

Tu przyznam się do kolejnej rzeczy: kiedy padła propozycja, abyśmy zagrali te koncerty na dwudziestolecie, wiedziałem już, że z nowej płyty nici. Riverside nigdy w swojej historii nie był w stanie jednocześnie przygotowywać się do trasy i pracować nad nowym materiałem. A plan był taki, że nowa płyta pojawi się na pod koniec 2021. Wiedziałem, że przez tę trasę to się nie uda. Zwłaszcza w pandemii, kiedy wszystko trzeba oddać do tłoczni pół roku przed terminem.

Ale same koncerty były świetne. I zdałem sobie na nich sprawę, że po tej przerwie naprawdę dobrze się czuję na scenie. Oczywiście, przez półtora roku człowiek trochę zardzewiał, kręgosłup zaczął siadać i po trzecim koncercie już czułem fizyczne zmęczenie. Ale to było piękne doświadczenie, niezastąpione. Nie wiem tylko jak sobie dam radę na tej ogromnej trasie w Stanach, która była już przekładana kilka razy; ona miała pierwotnie promować nowy album!

JO: Czy Polska i Europa także może liczyć na swoją część trasy w przyszłym roku?

MD: Plan na ten moment jest taki, że do marca będziemy komponować nowy album. Potem mamy przerwę na trasę, a potem w czerwcu/lipcu wchodzimy do studia, aby to wszystko zarejestrować. Nie wiem jak będzie z jej tłoczeniem i logistyką, więc podejrzewam, że album ukaże się fizycznie dopiero pod koniec 2022 albo na początku 2023. Myślę, że sierpień/wrzesień jest dobrą perspektywą na dodatkowe koncerty w kraju i w Europie, zarówno te zaległe, jak i zupełnie nowe. Pod koniec tego roku powinniśmy zacząć też odsłaniać pierwsze single nowego albumu. Taką mam przynajmniej nadzieję!

JO: Ostatnie pytanie, filozoficzno-romantyczne: Czy spełniłeś już swoje marzenie małego chłopca, który sięgając po gitarę, czy inny instrument, poczuł, że chciałby uczynić ją swoim dalszym życiem?

MD: Zawsze chciałem żyć z muzyki, aby to był mój zawód, grać koncerty, nagrywać płyty. To już się spełniło. Czuję się szczęśliwy, że udało mi się połączyć pracę z pasją, że nie jestem jednym z tych niewolników z płyty Shrine Of New Generation Slaves. Czuję się też zadowolony z tego, że udało mi się to osiągnąć konsekwencją i pokorą. Tej dzisiaj często brakuje młodym artystom, którzy chcą osiągnąć wszystko tu i teraz. Gdybym 20 lat temu chciał to wszystko mieć tak od razu, pewnie dzisiaj wykonywałbym inny zawód.

Marzeń małego chłopca jednak nigdy za wiele. Trzeba mieć je całe czas. One napędzają, nadają sens życiu. Obecnie marzy mi się dalsze rozwijanie mojego muzycznego uniwersum, spełnianie się na różnych płaszczyznach. Nie jest wykluczone, że będę kontynuował rzeczy pod szyldem ‘Mariusz Duda’. Lunatic Soul za chwilę też wejdzie w pewną ciekawą kooperację. No i nowy album Riverside zapowiada się wyjątkowo ciekawie. Moim marzeniem jest zrobienie tego wszystkiego jak najlepiej. Liczę na to, że się spełni.

JO: Bardzo dziękuję za rozmowę!

Powiązane materiały

Mariusz Duda zaprosił na "Bots' Party"

Mariusz Duda zaprezentował dziś drugi singel anonsujący jego nową płytę solową „AFR AI D”, która ukaże się 17 listopada.

12.10.2023
Nowy solowy projekt Mariusza Dudy

Znany z Riverside i Lunatic Soul - Mariusz Duda, nie pozwala sobie odpocząć. I pomimo intensywnej trasy Riverside promującej opublikowany na początku tego roku album „ID.Entity”, znalazł czas na nagranie kolejnego albumu solowego. Tym razem wydany on będzie pod imieniem i nazwiskiem Mariusz Duda.

4.09.2023
Mariusz Duda - AFR AI D

Najnowszy album Mariusza nosi tytuł „AFR AI D” i jest to koncept album zainspirowany tematem lęku przed sztuczną inteligencją.

15.11.2023
Mariusz Duda

Mariusz Duda intensywnie działa w okresie pandemii. To już trzeci krążek, który wydał w czasie jej trwania. “Claustrophobic Universe” to druga część ‘trylogii pandemicznej’, którą realizuje pod swoim własnym imieniem i nazwiskiem. I różnicach w stosunku do pierwszej podejściu do drugiej i tego, czego będzie dotyczyła trzecia, opowiedział mi w poniższej rozmowie.

20.05.2021
Mariusz Duda - Interior Drawings

„Interior Drawings” to trzecia i ostatnia już część pandemicznej trylogii, którą Mariusz Duda zapoczątkował wydanym w czerwcu 2020 albumem „Lockdown Spaces” i kontynuował wydanym w kwietniu 2021 „Claustrophobic Universe”.

9.12.2021
Mariusz Duda - Claustrophobic Universe

Mariusz Duda z Riverside i Lunatic Soul nie traci twórczego czasu podczas pandemii i opublikował kolejne wydawnictwo solowe w ciągu minionego roku.

30.04.2021
Mariusz Duda - Lockdown Spaces

Sytuacja pandemiczna zatrzymała nas wszystkich na różne sposoby. Niektórzy jednak czas izolacji wykorzystali i nadal wykorzystują twórczo. Do tych osób należy Mariusz Duda - frontman Riverside i twórca Lunatic Soul, który właśnie wypuścił pierwsze wydawnictwo, sygnowane wyłącznie swoim imieniem i nazwiskiem.

1.07.2020
Mariusz Duda z poradnikiem kryzysowym

"How To Overcome Crisis" to nowy singel z "Interior Drawings” - trzeciej części pandemicznej trylogii Mariusza Dudy.

25.01.2022
Mariusz Duda zamyka pandemiczną trylogię

Lider grupy Riverside nie zwalnia tempa i już 10 grudnia opublikuje kolejną solową płytę - tym razem zatytułowaną "Interior Drawings'.

30.11.2021
Kolejny singel z nowej płyty Mariusza Dudy

Znany z Riverside i Lunatic Soul - Mariusz Duda, postanowił swój najnowszy solowy album wydać w dość kontrowersyjny sposób umieszczając nagrania najpierw w całości w sieci, a teraz wydając je jedynie na kasetach magnetofonowych. Na serwisie YT pojawiło się video do najnowszego singla „Escape Pod”.

6.05.2021
Mariusz Duda na kasetach magnetofonowych

Już 7 maja ukażą na kasetach, w ściśle limitowanym nakładzie, dwa solowe albumy Mariusza Dudy - "Lockdown Spaces" oraz "Claustrophobic Universe".

22.04.2021
Mariusz Duda ucieknie w kosmos

Lider Riverside i Lunatic Soul zapowiedział premierę kolejnej płyty solowej.

2.04.2021
Premiera nowego singla Mariusza Dudy

Dzisiaj premierę ma najnowszy solowy utwór Mariusza Dudy „Are You Ready For The Sun”. Jest to kolejna z cyklu tzw. „piosenek podskórnych”, które to artysta zdecydował się wydawać jako pojedyncze single.

21.08.2020
Mariusz Duda wydał dziś solową płytę

Mariusz Duda (Riverside/Lunatic Soul) sprawił dziś wielu fanom niespodziankę, publikując z zaskoczenia i bez zapowiedzi swój najnowszy solowy album zatytułowany „Lockdown Spaces”.

26.06.2020
Zobacz nowy klip Mariusza Dudy

Mariusz Duda (Riverside/ Lunatic Soul) zaprezentował pierwszy utwór wydany pod własnym imieniem i nazwiskiem zatytułowany „The Song of a Dying Memory”. To pierwsza z „piosenek podskórnych”, które muzyk postanowił nagrywać w obecnych trudnych czasach. Do „The Song of a Dying Memory” powstał wyjątkowy klip.

16.04.2020
Mariusz Duda wydał pierwszy solowy singel

"The Song Of A Dying Memory" to pierwsza zapowiedź solowego projektu Mariusza Dudy z Riverside.

20.03.2020
Polityka prywatnościWebsite by p3a

Używamy plików cookie

Ta strona używa plików cookie - zarówno własnych, jak i od zewnętrznych dostawców, w celu personalizacji treści i analizy ruchu. Więcej o plikach cookie