- W jakich okolicznościach powstał pomysł na Polskie Znaki?
- Początek tej historii należy datować około 8 lat temu. Wraz z Jarkiem Ważnym i Januszem Zdunkiem graliśmy przez pewien czas w zespole Buldog. Wtedy się lepiej poznaliśmy i Jarek Ważny opowiedział mi o swojej pasji archiwistycznej. Podczas podróży na tereny rodzinnego Polesia Lubelskiego spotykał się z miejscową kulturą ludową, której elementy lubił archiwizować: nagrywać i zbierać. Zdarzyło się, że został poproszony aby zagrać na pogrzebie, poznał ludzi, którzy tam śpiewali i tak dalej. I tutaj rozpoczął się wątek pieśni o śmierci. Pamiętajmy, że te utwory były przenoszone z pokolenia na pokolenie dzięki śpiewnikom i zapisanym zeszytom. Widziałem u niego takie odręcznie spisane zeszyty ze zżółkniętymi kartkami. Okazało się, że w tych archiwach jest dużo tekstów nawiązujących do żałoby, odchodzenia i przemijania. Jest to coś, czego nie utożsamiałem z twórczością ludową. Od słowa do słowa okazało się, że jest to świetny przyczynek do stworzenia płyty. Przez kolejne lata aż do wybuchu pandemii rozmawialiśmy o tym, ale nie mogliśmy się zmobilizować. Mieliśmy swoje koncerty, swoje płyty do nagrania i szczerze mówiąc, w normalnych czasach taki album byłby ekstrawagancją pod każdym względem: czasowym, logistycznym i finansowym. Myślę, że w okresie poza-pandemicznym ten album by po prostu nie powstał. W marcu 2020 roku Jarek Ważny zadzwonił do mnie i powiedział mi, że chyba to jest odpowiedni moment na nagranie tej płyty.
- Biorąc pod uwagę całą COVID-ową otoczkę był to rzeczywiście idealny moment…
- Zgadza się, ale dobry moment także dlatego, że nasze wszystkie działalności muzyczne zostały zawieszone. Muzycy siedzieli w domach i nie mieli pracy przez wiele miesięcy. No i wykorzystaliśmy ten moment przestoju, ich dostępność, aby zrealizować projekt, który w normalnych czasach zostałby potraktowany jako fanaberia.
- W ośmiu z dziesięciu utworów na tej płycie śpiewają zaproszone wokalistki i wokalistki. Jeden utwór jest instrumentalny, a w jednym słychać Twój wokal. Czy od początku pracy nad tymi piosenkami był taki plan?
- Taki był pomysł od początku, aby kilka osób zaśpiewało te kompozycje. Prawie każdy utwór śpiewa inna osoba, poza dwoma utworami, które śpiewa Matylda Damięcka…
- Według jakiego klucza dobraliście te osoby? Na przykład pomysł z zaproszeniem Sanah do zaśpiewania „Przyjdzie Panie Zaginąć” uważam za rewelacyjny! Gdybym nie wiedział, że to ona to pomyślałbym, że głosu udzieliła jakaś artystka ludowa…
- Każdy z nas miał swoje zadania podczas nagrywania „Rzeczy Ostatnich”. Ja zająłem się produkcją muzyczną albumu, a także doborem wokalistów. Zaproponowałem chłopakom dość współczesne brzmienie. Koledzy na to przystali i zaczęliśmy realizować zaproszenia tych gości. Podstawowym kluczem według którego doboru tych artystów były ich umiejętności wykonawcze, które nie mogły budzić wątpliwości. Te utwory w wielu miejscach są trudne do zaśpiewania. Ale każdy z nich ma w głosie pokłady głębi i melancholii, które niekoniecznie zawsze wykorzystuje w swoich autorskich projektach. To, że Sanah się tak świetnie odnalazła w tym utworze wcale mnie nie dziwi, gdyż tę melancholię słyszałem w jej utworach popowych, ale nie był to element jej śpiewu, który był najbardziej słyszalny.
- Czy muzyka w 100% jest Waszym dziełem czy też „wszyliście” w te kompozycje elementy utworów ludowych?
- Te utwory były śpiewane a capella czyli nie towarzyszyły im instrumenty. Może z wyjątkiem „Anielskiego Orszaku”, który był grany w kościołach z towarzyszeniem organów. Natomiast przez to, że one nie były grane na instrumentach, to mieliśmy sporą swobodę w myśleniu o tej muzyce. To nie są oberki czy kujawiaki, które mają swoje cechy charakterystyczne, takie jak metrum i tak dalej. Dzięki temu, że te utwory od strony muzycznej nie były zapisywane a przekazywane z ust do ust, to ci śpiewacy ludowi bardzo dowolnie je interpretowali. Teksty w różnych regionach były podobne, czasem identyczne. Natomiast melodycznie często się różniły w zależności od miejsca: inne metrum, inne frazowanie. Więc nasze wersje są często zainspirowane „mash-upem” różnych wykonań, czasami zupełnie odeszliśmy od tych oryginałów, a czasem zręby melodii tam są. Powtórzę więc, że z muzyką mieliśmy dowolność, natomiast z tekstami jesteśmy wierni oryginałom. Zależało nam na tym, by ten przekaz pozostał niezatarty.
- Jedyny angielskojęzyczny utwór na tej płycie czyli „Oh Angel” zaśpiewał zmarły niedawno Mark Lanegan. Jak doszło do Waszej współpracy?
- „Oh Angel” to utwór zainspirowany pieśnią „Aniele”. Ola Bilińska i ja przygotowaliśmy angielski tekst na bazie tej pieśni. Mark był bardzo entuzjastycznie nastawiony do tego projektu. Jeśli chodzi o pracę, nagrywanie był osobą bardzo żywą i bardzo szybko pracował. Nagranie „Oh Angel” poszło najszybciej ze wszystkich tych kompozycji. Nie miałem innej karty przetargowej do zachęcenia go do współpracy niż wysłanie mu utworu. Przedstawiłem mu ideę płyty, on poprosił o wysłanie piosenki w wersji demo i gdy ją dostał odpisał mi: „I absolutely love it”. Dodał, abyśmy wysłali mu angielski tekst i on to nagra. Od pierwszego kontaktu do otrzymania od niego nagranej ścieżki minęły może 2 tygodnie!
- Los sprawił, że Mark Lanegan był jednym z dwóch muzyków śpiewających na „Rzeczach Ostatnich”, których już między nami nie ma. Drugim jest Sosnowski, który wystąpił w „Cokolwiek W Świecie”…
- Odejście obu muzyków było dla nas tragedią. Dotyczyło to zwłaszcza Barta Sosnowskiego, który był zaangażowany w powstawanie Polskich Znaków. Miał grać z nami koncerty. Było to oswajanie tego, o czym śpiewamy na tym albumie, tylko, że w praktyce.
- Zakładam, że we wspomnianym zeszycie Jarka jest o wiele więcej tekstów. Czy możemy się spodziewać kontynuacji Polskich Znaków?
- Przyjęcie medialne płyty przerosło nasze oczekiwania. Przez pierwszy miesiąc po wydaniu albumu udzielaliśmy po 3-4 wywiady dziennie. Dało się odczuć, że dla wielu osób ta płyta jest czymś wyjątkowym i że mainstreamowe media się tego nie boją. Ta medialna burza sprawiła, że musimy trochę ochłonąć i zorganizować więcej koncertów promujących „Rzeczy Ostatnie”. Więc myślę, że po wakacjach porozmawiamy o tym, co dalej z tym projektem. Ale rzeczywiście: pomysły są, ale nie ma jeszcze czasu, aby to głębiej przemyśleć.
- Dziękuję za rozmowę.
Foto: Kobas Laksa
POLSKIE ZNAKI - Warszawa, Komuna Warszawa, ul. Emilii Plater 31, 28.05.2022. godzina 20:00.
Grupa Polskie Znaki z towarzyszeniem Orkiestry Polskiego Radia, wokalistek Matyldy Damięckiej, Małgorzaty Sobczyk i wokalisty Marcina Januszkiewicza wystąpiła w Sali Koncertowej Polskiego Radia na koncercie promującym wydany winylową wersję wydanego trzy lata temu świetnego album "Rzeczy Ostatnie". Muzycy pod przewodnictwem Radka Łukasiewicza (Bisz/Radex, Pustki, Artur Rojek), Jarka Ważnego oraz Janusza Zdunka z Kultu nagrali płytę, na której interpretują polskie pieśni ludowe. [TUTAJ](https://cantaramusic.pl/wywiady/polskie-znaki-596) nasz wywiad z Radkiem Łukasiewiczem. Koncert został nagrany i zostanie wyemitowany 18 kwietnia w radiowej Trójce i 19 kwietnia o 22.15 w TVP2.
Zmarły niedawno Mark Lanegan wystąpił gościnnie w jednej z kompozycji projektu Polskie Znaki.
Polskie Znaki ratują pamięć polskich pieśni ludowych. Do zaproszonych gości dołączył Vito Bambino.
sanah dołącza do Michała Szpaka, Matyldy Damięckiej i Polskich Znaków. Razem przełamują tabu dotyczące śmierci.