- Druga płyta Broad Peak podąża stylistycznie w tym samym kierunku co debiut „Zimowe Morze” sprzed 4 lat, zmieniło się jedynie nieco instrumentarium. Nadal jest to bardzo oszczędne, intymne granie. W jaki sposób otoczenie w którym mieszkasz czyli barka zacumowana na Odrze wpłynęło i wpływa na brzmienie muzyki Broad Peak?
- To się dzieje samo. Codziennie pływam, nawet kiedy cumuję to płynę czuję się jakbym cały czas była w drodze. Dobrze mi z rzeką, z betonem nie po drodze. Cierpię kiedy ścieżka makiem i trawą zasiana zamienia się w asfalt, a tam gdzie nie ma drzew brakuje pohukiwania puszczyka i chłodku w upalne dni. To w jakim miejscu się znajdujemy ma duży wpływ na nas samych. Myślę, że to ciągłe bujanie, barka, która jest moim domem, woda uderzająca o burty, wiatr w hamaku, chrapliwe "krakra" wron to wszystko jest muzyką i ma wpływ na to po jakie instrumenty sięgam i jak brzmi ta płyta.
- W poligrafii płyty znalazła się informacja, że jest to „dziesięć nieśpiesznie napisanych kawałków”. Jak przebiegał proces tworzenia tego albumu i czy temu „niespiesznemu tempu” zawdzięczamy aż 4 lata czekania na drugi krążek Broad Peak?
- Haha, no tak.Pprzygód z drugą płytą było co niemiara. Tak naprawdę kawałki zostały napisane już dawno. Nic tylko zmiksować materiał i wypuścić w świat. Tymczasem po drodze wydarzyły się rzeczy, na które nie miałam wpływu: psujący się dysk, spalony komputer, wykasowane zdjęcia z dwudniowego pleneru itp. W mojej rodzinie wszyscy są uparci, niecierpliwi i dość nerwowi. staram się nad tym pracować i odpuszczać z uśmiechem, jak śpiewam w piosence ''zimowe sny".
- Ten album „zadedykowałaś” zwierzętom, o których śpiewasz już w otwierającym płytę utworze tytułowym. Temat natury przewija się zresztą w większości tekstów na tym albumie. Skąd pomysł by skierować tematykę „Dywizji Wilków” w tym właśnie kierunku?
- Inspiracją do napisania tekstu na drugi album "dywizje wilków " była książka "manifest zwierząt ". Wstrząsnęły mną liczby i skala okrucieństwa wobec zwierząt. musiałam przemówić w ich imieniu. Ta książka, trudna i niewygodna przypomina nam, że nie jesteśmy sami na tej ziemi, a zwierzęta w starciu z ludźmi nie mają szans, co nie oznacza, że nie należy o nie dbać, a te dzikie najlepiej zostawić w spokoju. W dzikości nasze przetrwanie, czego wielu z nas, co jest bardzo smutne, nie zauważa. Poza tym w innych tekstach i nagraniach terenowych Michała Zygmunta pojawia się dużo głosów przyrody, ptaków, tytułowych wilków. Dajmy im głos i zostawmy w spokoju.
- Znakomitym dopełnieniem całości jest bardzo klimatyczna okładka płyty. Dlaczego postanowiliście w tym przypadku zdać się na umiejętności innych osób organizując konkurs i co ujęło Cię w tej właśnie propozycji?
- Autorką rysunku na okładkę "Dywizji wilków" jest Hania Kopczyk, dziewczyna wyłoniona w mikrokonkursie. Hanìi nie poznałam jeszcze osobiście, za to miałam przyjemność poznać Jej wspaniałych rodziców, aktorów Teatru Uszytego. To jedno z tych kosmicznych spotkań, które przytrafiają mi się przez całe życie. Hania czule przyjrzała się tekstom, tropom, zadbała o detal i pięknie oddała nastrój tej bardzo ascetycznej i emocjonalnej płyty.
- Broad Peak jest Twoim pierwszym w pełni autorskim projektem muzycznym, w którym jesteś nie tylko wokalistką, ale także autorką muzyki i tekstów. Jaka jest dla Ciebie różnica w tworzeniu muzyki i działalności muzycznej gdy jesteś liderką projektu, a nie wokalistką „schowaną” między innymi muzykami jak to było w przypadku Husky czy Oszibarack?
- Po wielu nagranych albumach, z wieloma wspaniałymi muzykami przyszedł, zupełnie naturalnie, czas, kiedy postanowiłam stworzyć bardzo osobisty band, z muzyką i tekstami czerpiącymi z własnych doświadczeń, w momencie kiedy wszystko jest bardziej skierowane do wewnątrz. Muzyka to nie jest praca od 8 do 16. Towarzyszy mi całymi dniami i noce lubi zarwać. Dawniej nie miałam dla niej tyle czułości. Teraz stała się żyjącą rzeczywistością, z którą łączą mnie więzy przyjaźni. Mówi serce, nie struny, człowiek, nie technika, a im bardziej ludzkie jest wołanie, tym głębszy odzew. Broad Peak to moja droga, poszukiwanie w plenerze, rzeka uderzająca o burty, wiatr, mgły, wschody i zachody słońca, pełnie księżyca. Czasem poruszamy się wodą, czasem lądem. nie cel się liczy, a poznani ludzie i zdobyta wiedza. Zawsze podążam za swoim głosem i nieważne, co zrobię, ważne, co dzieje się po drodze. Zespoły zawsze traktowałam jak rodzinę. Zakochuję się w ludziach, z którymi pracuję. Mam też szczęście do kosmicznych spotkań, na swojej drodze poznaję twórcze, uczuciowe osoby, dzięki temu w naszych działaniach nie ma miejsca na kalkulacje. Teraz więcej w tej muzyce jest mnie samej, a z racji tego, że jestem nieuleczalnym samotnikiem, chyba tak jest lepiej dla wszystkich.
- Przez wiele lat byłaś kojarzona z brzmieniami elektronicznymi jako wokalistka grup Husky i Oszibarack, a nawet rockowymi (duet The Girl & Nervous Guy). Co więc sprawiło, że w pewnym momencie odeszłaś w stronę brzmień bardziej akustycznych i intymnych?
- Nigdy nie oglądam się za siebie. Kocham elektronikę, moje sety djskie aż kipią od mocnych, zapętlonych beatów, ale marzyłam od dawna o akustycznym graniu, minimalistycznym i oszczędnym, idąc za myślą mniej znaczy więcej. Od kiedy zaczęłam pisać piosenki na rzece i odkryłam któregoś lata guitalelę (połączenie ukulele (rozmiar) z gitarą (6 strun)) naturalnie trafiłam (znów te kosmiczne spotkania) na Michała Zygmunta, wodniaka, autora nagrań terenowych, a przede wszystkim wrażliwego muzyka, dla którego ważna jest rzeka. Michał namówił mnie na nagranie guitaleli w większości piosenek. Uznał, że brzmią bardzo organicznie, kiedy ja sama gram i śpiewam, dlatego wiele z nich pozostało w formie surowej, jak na demo, z bardzo oszczędnym nagraniem ukulele, gitary, kalimby czy cytry. Przy drugim albumie wszystko zadziało się samo. Mimo dzielących nas odległości, wędrowania po innych portach, cumowaniu na różnych odcinkach Odry nagraliśmy album, który jak wcześniej wspominałam jest przede wszystkim ukłonem w stronę zwierząt, a jego przesłanie brzmi: "uczyńmy świat dzikszym miejscem!". Użyliśmy podobnych instrumentów, choć jest też bęben i bas. Na początku była muzyka do dokumentu. Ona dała impuls. napisałam teksty. Michał płynąc po Odrze setki kilometrów nagrał piękne dźwięki natury, ptaków, zwierząt, rzeki i tak powstały "Dywizje Wilków".
- Masz na koncie tworzenie muzyki do przedstawień teatralnych. Czy myślałaś może (a może masz taki plan?) o przeniesieniu muzyki z „Dywizji Wilków” na potrzeby jakiegoś przedstawienia teatralnego albo filmu (jest to według mnie idealny soundtrack do jakiegoś obrazu np. dokumentalnego).
- I tak się stało. część materiału z "Dywizji wilków" jest ilustracją do dokumentu o niezwykłym fotoreporterze Cezarym Sokołowskim, autorze nagrodzonym Pulitzerem. Pomysł na dokument wyszedł od Piotra Hawałeja i Natalii Dobryszyckiej, którzy wcześniej zainspirowani pierwszym albumem Broad Peak "Zimowe morze" zaproponowali nagranie ścieżki dźwiękowej do tego filmu.
- Intryguje mnie wybór nazwy dla tego projektu czyli Broad Peak. Jest to jeden z najsłynniejszych i najtrudniejszych do zdobycia szczytów w Karakorum. Co kryje się za nazwą Waszego projektu?
- Broad Peak czyli szeroki szczyt, to miejsce znane każdemu, choćby z opowieści. I są to opowieści, które na długo pozostają w pamięci, historie, jakie czuć na skórze i w kościach. Po ich wysłuchaniu pragniemy, żeby były tylko snem. Są jak w jasną noc wołanie. Chciałam, żeby muzyka pod nazwą Broad Peak była tak jak ta góra: trudna, smutna, bezkompromisowa i szczera.
- Dziekuję za wywiad.
Patrycja Hefczyńska, którą pamiętamy z wrocławskich zespołów Husky i Oszibarack, od ubiegłej dekady kontynuuje artystyczną drogę pod szyldem Broad Peak. Właśnie ukazał się trzeci album tego projektu zatytułowany "Przed Odlotem". Artystka po raz drugi udzieliła nam wywiadu i opowiedziała o kulisach powstania tej niezwykłej płyty.
Trzy lata po Zimowym morzu Broad Peak – solowy projekt Patrycji Hefczyńskiej – wraca z nowym materiałem zatytułowanym Dywizje wilków. Terytorium, po którym porusza się artystka to nadal minimalistyczne zaaranżowane kompozycje, pełne akustycznych dźwięków, często podbarwione dyskretną elektroniką, posiłkujące się umiejętnie wplecionym w całość field recordingiem, silnie łączącym się z niezwykle istotnymi w tym wypadku tekstami.