- Twój nowy album, już czwarty z cyklu „Powidoki”, został poświęcony poecie i prozaikowi Mironowi Białoszewskiemu. Skąd ten wybór?
- Wszystkie moje poprzednie płyty, jak również ta najnowsza, mają w swoich tytułach słowo “POWIDOKI”, stanowi to pewien cykl projektu, który kontynuuję od dziesięciu lat, i każda płyta opowiada inny temat. Pierwsze były “POWIDOKI”, potem “POWIDOKI POWSTANIA WARSZAWSKIEGO”, następnie “POWIDOKI PÓŁNOCY” i teraz pomyślałem, że czas na jakiś portret artysty, jako inspirację. Nie będę ukrywał, że ta okrągła rocznica, to święto literackie, narodowe, jakim jest setna rocznica urodzin Mirona Białoszewskiego, była znakomitym pretekstem do stworzenia muzyki.
- Większość kompozycji jest muzycznymi interpretacjami wierszy Białoszewskiego. Według jakiego klucza dokonałeś ich wyboru spośród bardzo bogatego katalogu dzieł tego pisarza?
- Białoszewski był artystą awangardowym, uważanym za poetę lingwistycznego, osobnego, odstającego, wymykającego się pewnym formom, regułom, tamtych czasów, co pozwoliło mi swobodnie wybierać jego wiersze które brałem na warsztat kompozycyjny. Nie miałem żadnego klucza w wyborze, kierowałem się “zapachem języka” i swoją intuicją. Jego twórczość jest szalenie ciekawa, a poezja czasami językowo jakby połamana, zdekonstruowana, pozbawiona rytmów, logiki, formy, a jednocześnie bliska improwizacji jazzowej, z którą jako muzyk, jazzman z wykształcenia mam często do czynienia.
- Na tej płycie jest jednocześnie kilka kompozycji, które, o ile mi wiadomo, nie są związane z wierszami Mirona (np. Przebudzenie, Autoportret z Szybowcem, Portret Kobiecy). „Autoportret z Szybowcem” ma zapewne związek z mieszkaniem Białoszewskiego na Lizbońskiej 2 na warszawskiej Saskiej Kępie skąd obserwował startujące szybowcem z niedalekiego lotniska na Gocławiu. Dwa pozostałe do czego się odnoszą?
- Odnoszą się do pewnych zjawisk duchowych, do stanów duchowości, jest to koncepcja która łączy w sobie przestrzenie te realne i nierzeczywiste. Miron jak wiemy był człowiekiem poszukującym swojej tożsamości, orientacji płciowej, często odnosił się w twórczości do kobiet widząc w nich człowieka - przyjaciela. "Przebudzenie" jest wstępem, jakby zaproszeniem do podróży, w ten metafizyczny świat.
- Na tej płycie znalazły się trzy odstające od reszty utwory: „Rzeczywistość nieustalona”, „Szare eminencje zachwytu” i „Leżenie”. Skąd pomysł by zamieścić na tym krążku te trzy elektroniczne kompozycje?
- Trudno wyjaśnić te odwołania do muzyki elektronicznej, lecz są one wynikiem rozumienia, przetwarzania tej poezji. Wykorzystałem brzmienia elektroniczne, bo czułem, że te wiersze mają taką energię, że są trochę wszechświatem, czymś odrealnionym, zupełnie wolnym, tajemniczym, niczym w półśnie, stanowią świadome odejście od narracji przywołującej style muzyki klasycznej, która mi często towarzyszy na tej płycie, w tej muzyce.
- Nie wiem, czy ten trop jest prawidłowy, ale czy ten album nie jest pewnym „concept albumem”? Zaczyna się od kompozycji „Przebudzenie” (osoby znające biografię Białoszewskiego wiedzą, że spędzał on dużo czasu w łóżku i lubił wstawać bardzo wcześnie), a kończy kompozycją „Sercowisko” będącą nawiązaniem do jednego z ostatnich, jeśli nie ostatniego wiersza Mirona napisanego 1,5 miesiąca przed śmiercią w szpitalu w warszawskim Aninie. Mamy więc do czynienia z otwarciem i zamknięciem?
- Tak dokładnie, takie było założenie, tak powstawała ta muzyka, z zachowaniem pewnej kolejności zdarzeń i twórczych, i życiowych. Według Pitagorasa, wszystko składa się w życiu z trzech części, zatem posłużyłem się tą regułą na tym albumie, a więc jest otwarcie - “Przebudzenie”, potem trwanie - “Spowiedź na głos”, i na koniec “Sercowisko”, jako zamknięcie.
- Z jakimi wyzwaniami musiałeś się zmierzyć przenosząc na muzykę świat Mirona Białoszewskiego?
- Muzyka przychodzi do mnie, noszę ją w głowie czasem miesiącami, jako dar pewien, zamknięty pakunek, czy też list, który otwieram siadając do instrumentu, potem dzieję się już samo… Przez długi czas mocno się przyjaźniłem z autorem, czytając jego poezję, siedząc w bibliotece w jesienne wieczory, spacerując ścieżkami parku Skaryszewskiego na Saskiej Kępie, gdzie i on spacerował mieszkając przez ostatnie lata życia na ulicy Lizbońskiej.
- Ty sygnujesz ten album swoim imieniem i nazwiskiem, ale w nagraniach wzięła udział grupa znakomitych instrumentalistów. Jak wyglądał rozkład zadań podczas pracy nad tym materiałem? Czy Ty byłeś osobą nadzorującą całość i jaki był wkład muzyczny oraz kompozytorski pozostałych artystów?
- Tak ja byłem odpowiedzialny w całości za wykonanie partii instrumentalnych, brałem udział w nagraniach, napisałem też wszystkie nuty na ten album. Współpracując z tymi znakomitymi muzykami, mam wobec nich pewne założenia, które oni wspaniale je realizują. Wybór muzyków nie był przypadkowy, to znakomici artyści, soliści różnych muzycznych formacji o wysokiej renomie. Jest mi ogromnie miło za ich wkład i energię jaką dali tej muzyce, to szalenie ważne i cenne.
- Dziekuję za wywiad.
„Powidoki…” to seria, którą Igor Przebindowski wydaje od 10 lat. Kolejną płytą z tego cyklu są „Powidoki/Portrety – Miron Białoszewski”, na której autor składa hołd naszemu znakomitemu poecie i prozaikowi w 100 rocznicę jego urodzin.
ukazała się czwarta autorska płyta znakomitego muzyka i kompozytora, Ygora Przebindowskiego. „Powidoki / Portrety – Miron Białoszewski” to projekt muzyczny poświęcony temu wybitnemu polskiemu poecie i pisarzowi w setną rocznicę jego urodzin.