- Mówi się, że drugi album jest zawsze sprawdzianem dla zespołu, czy sukces pierwszej płyty nie był przypadkiem. Wydaliście właśnie drugą płytę…
- Jeśli rzeczywiście tak się mówi, to się świetnie składa, gdyż w naszym odczuciu, nasza nowa płyta jest lepsza od pierwszej. Jest bardziej spójna i idealnie pokazała kierunek w jakim poszliśmy z naszą muzyką. Jest na tej płycie niewiele rzeczy, które patrząc z perspektywy moglibyśmy poprawić. Daję tej płycie mocne 8/10 (śmiech).
- Jak wyglądała praca nad tym albumem?
- Zaczęliśmy pracę nad nowym materiałem zaraz po wydaniu debiutu. I przy okazji zmieniliśmy nieco styl pracy. Przy pierwszej płycie przynosiłem numery gotowe od A do Z i wspólnie szlifowaliśmy jedynie kwestie aranżacyjne. Natomiast przy „Fortune Favors The Brave” dostarczałem od jednego do trzech riffów. Czasami były one powiązane ze sobą. „Jamowaliśmy” na bazie tych riffów, aż wychodziły nam gotowe utwory. I taka właśnie forma pracy nam najbardziej odpowiada.
Jeśli zaś chodzi o teksty, to nasz wokalista Wojtek ma w tej kwestii wolną rękę. Swobodnie porusza się w angielskim, gdyż kończył anglistykę, więc ma to wszystko ręce i nogi.
- Czy podpisanie kontraktu z wytwórnią Metal Mind dało Wam więcej komfortu pracy?
- W Polsce niestety jest tak, że w większości wypadków zespół sam musi wyłożyć kasę na nagranie płyty. Gdy już mieliśmy gotowy materiał poszliśmy do wydawcy i zapytaliśmy, czy są zainteresowani. Posłuchali, powiedzieli że materiał jest w porządku, znali nasz pierwszy album i wydali nam „Fortune Favors The Brave”. Więc tak naprawdę to my sami narzuciliśmy sobie reżim dotyczący tempa pracy nad tym krążkiem. Chcieliśmy nową płytę wydać dwa lata po pierwszej i to nam się udało.
- Wasz nowy album to kawał świetnej muzyki rockowej. Nie dobija Was to, że taka muzyka jak Wasza jest praktycznie nieobecna w dużych mediach?
- Dzięki. Oczywiście, że dobija. Jak się okazuje chociażby to, że śpiewamy po angielsku jest już problemem dla dużych rozgłośni. Najlepiej, gdybyśmy zagrali coś lżejszego, a najlepiej po polsku. No ale kurczę, umówmy się, taka muzyka śpiewana po polsku być może by się obroniła, ale teksty brzmiałyby śmiesznie. Ja tego nie widzę i nie słyszę.
- To tak, jakby zaśpiewać „I’m Broken” Pantery po polsku…
- No właśnie, jakby to brzmiało? „Jestem złamany” (śmiech)? Nasz wokalista Suseł kiedyś zaczął mi tłumaczyć teksty na polski i wyszła z tego totalna paranoja i śmiech na sali.
- Który z tych 10 utworów z tej płyty jest Ci najbliższy?
- Pod kątem ostatecznego efektu i sposobu pracy jestem zadowolony z „Shadow Of The Beast”. Jest to kompozycja, która odrywa słuchacza od klimatu całej płyty, która jest dość dynamiczna i mocna, natomiast w tym utworze mocno zwalniamy i wchodzimy w transowe klimaty. Ten numer po prostu płynie i świetnie mi się go gra.
- Macie na swym koncie wspólne koncerty między innymi z Down, Black Label Society. Jak je wspominasz?
- Muzycy tych grup są z reguły bardzo mili i koleżeńscy, ale często nawet nie ma czasu aby z nimi pogadać. Niektórzy nawet za bardzo nie chcą się bratać z muzykami innych zespołów. Tak było w przypadku Down, gdzie Phil siedział głównie w garderobie. Natomiast nasz koncert jako ich support był niesamowity i niepowtarzalny. Nigdy wcześniej nie zagraliśmy koncertu dla pełnego klubu, w którym było około 1000 fanów Down, którzy są bardzo wymagający. Za naszym plecami stali Rex Brown i Pepper Keenan z Down bijący nam brawo. Podobaliśmy się im.
Natomiast koncert u boku Black Labek Society był spełnieniem jednego z moich marzeń, gdyż jestem oddanym fanem Zakka Wylde’a. Zresztą z tym koncertem wiąże się pewna niesamowita sytuacja. Otóż siedzieliśmy na backstage’u i dosiadł się do nas drugi gitarzysta BLS Nick Catanese i zaczął z nami rozmawiać. Spędził z nami chyba z godzinę (śmiech).
- Wolisz duże koncerty czy występy w małych klubach?
- Lubię grać koncerty, na których czuję, że publiczność dobrze się bawi. Nie ma dla mnie znaczenia wielkość koncertu. Fajnie się czuję, gdy widzę, że pod sceną coś się dzieje. Kiedyś graliśmy w katowickim Spodku przed Whitesnake i pod sceną było może z 400 osób na naszym koncercie. To ja już wolę grać w dla 400 osób w klubie na 500 osób. Wtedy widzę tych fanów, wiem, że jest między nami interakcja.
- Macie już plany na nowy album?
- Dzwonisz w odpowiednim momencie i zadajesz właściwe pytanie, bo właśnie wczoraj zamknęliśmy w 90% pierwszy numer z kolejnej płyty. Jesteśmy już gotowi, aby rozpocząć jej komponowanie. Mam wyczyszczoną głowę z drugiego krążka i mogę teraz swobodnie myśleć o czymś nowym. Nie chciałbym się powtarzać, tylko wymyśleć coś zupełnie świeżego. Parę tygodni temu wpadł mi do głowy pewien ciekawy riff i właśnie wczoraj skończyliśmy składać ten nowy kawałek.
Foto: Marta Lebiocka
Grupa J.D. Overdrive wydała swój piąty długogrający album, którym po blisko 15 latach działalności żegna się ze słuchaczami. "Funeral Celebration” to kwintesencja brzmienia grupy i jak najbardziej godne pożegnanie. W związku z tym wokalista Wojciech ‘Suseł’ Kałuża i gitarzysta Michał ‘Stempel’ Stemplowski dali się namówić na przekrojową rozmowę o działalności zespołu, sięgając początków jego istnienia, aż po czas bieżący. Poniżej jej zapis.
Grupa J. D. Overdrive opublikowała czwarty album studyjny zatytułowany tajemniczo "Wendigo". Na kilka pytań naszego wysłannika Macieja Majewskiego odpowiedzieli: gitarzysta Michał Stemplowski oraz wokalista Wojtek Kałuża.
Piąty, a zarazem pożegnalny album śląskiego J.D. Overdrive, to godny rozbrat ze sceną metalową, ale i ukoronowanie dotychczasowych osiągnięć zespołu.
"Wendigo"....pod tym tajemniczym i mrocznym tytułem kryje się nowa czwarta już płyta formacji J. D. Overdrive. Z albumem zapoznał się nasz recenzent Marcin Knapik.
Panowie z J.D. Overdrive nie zwalniają tempa i po świetnej poprzedniej płycie „Fortune Favors The Brave” rozwijają formułę wypracowaną wcześniej.