- Twój nowy album „Haven” został określony przez jednego z recenzentów jako „soundtrack do słuchania w drodze do nieba”. Jakie były Twe inspiracje podczas pracy nad tym albumem?
- Chciałem stworzyć płytę całkowicie instrumentalną, z jak najmniejszą ilością pierwiastka ludzkiego, ziemskiego. Dlatego też chciałem, aby płyta brzmiała tak, jakby była oderwana od ziemi, jakby unosiła się w przestrzeni. Dlatego nie ma na niej śpiewu, nie podkładu rytmicznego. Są harmonie, efekty dźwiękowe, melodie i odbicia melodii. W moich założeniach całość miała brzmieć tak, jakby dźwięki poruszały się wkoło w zamkniętej przestrzeni. Dlatego też poszczególne dźwięki zapętlałem, miksowałem w różnych tonacjach i tempach.
- Płytę skomponowałeś i zmiksowałeś za pomocą Mac Book Pro. Dlaczego wybrałeś taki sposób tworzenia i jakie są korzyści z używania Mac Book Pro?
- Nie miałem budżetu na nagrywanie płyty w dużym studiu z udziałem kilku muzyków i innych współpracowników. Praca z laptopem daje artystyczną wolność. Mogę podłączyć midi-keyboard do laptopa, wgrać podstawowe struktury dźwiękowe i potem, gdziekolwiek jestem, dowolnie je edytować.
- „Haven” jest Twoim czwartym albumem nagranym jako Pieter Nooten. Jak porównałbyś to dzieło z poprzednimi płytami?
- Myślę, że „Haven” jest kolejnym krokiem w mym dojrzewaniu muzycznym. Kieruję się w stronę bardziej abstrakcyjnych klimatów. Nigdy nie zerwę więzów z moją miłością do harmonii i melodii, ale interesuje mnie muzyczna wędrówka w stronę surrealistyczną.
- Czy improwizujesz podczas nagrywania muzyki?
- Oczywiście. Improwizuję nawet grając koncerty. Zbytnio nie lubię przygotowywać się do pracy w studio, nie lubię nagrywać taśm demo. Potrzebuję elementu zaskoczenia, aby podtrzymać mój twórczy entuzjazm.
- Wiem, że uwielbiasz twórczość Jana Sebastiana Bacha. Co jest takiego interesującego w jego muzyce?
- On jest dla mnie alfą i omegą. Nigdy nie było takiego kompozytora jak on, który byłby takim geniuszem we wszystkim co tworzył. Zarówno w warstwie technicznej, emocjonalnej, jak i filozoficznej.
- Jesteś znany także jako członek Clan Of Xymox. Jak to się stało, że dołączyłeś do nich?
- Dołączyłem do tego zespołu tuż przed wydaniem mini albumu „Subsequent Pleasures”. Miałem wówczas gotowych kilka instrumentalnych utworów i Ronny Moorings (lider zespołu – przyp.GS) poprosił mnie, abym do nich dołączył. Zespół zaczynał już wtedy pracę nad debiutanckim albumem. Nagraliśmy taśmę demo, którą usłyszał Brendan Perry z Dead Can Dance i przekazał ją Ivo Watts-Russellowi (współzałożyciel i długoletni szef wytwórni 4AD-przyp.GS). Ivo natychmiast polubił naszą muzykę i bardzo szybko trafiliśmy do Szkocji, gdzie rozpoczęliśmy pracę nad albumem „Clan Of Xymox”.
- Kolejna płyta Clan Of Xymox zatytułowana „Medusa” jest przez wielu fanów uważana nie tylko za najlepszy album tego zespołu, ale także za jedną z najlepszych płyt w katalogu 4AD. Gdy ją nagrywaliście, mieliście poczucie, że powstaje coś niezwykłego?
- Nie podczas sesji nagraniowych. Dopiero po jakimś czasie dotarło do nas, że nagraliśmy coś wyjątkowego. „Medusa” powstała w wyniku połączenia mojej ówczesnej miłości do muzyki minimal i ambient oraz fascynacji Ronniego i Anke (Wolbert – wokalistka i basistka COX – przyp.GS) muzyką pop i gothic.
- W 1988 roku Clan Of Xymox zagrał po raz pierwszy w Warszawie, dla blisko 10 tysięcy osób, na festiwalu Marchewka. O ile pamiętam, to przyjęcie mieliście entuzjastyczne. Jak wspominasz pobyt w Warszawie?
- Człowieku, to było coś niesamowitego! Już po wylądowaniu na lotnisku w Warszawie czuliśmy się jak gwiazdy rocka. Dziesiątki oczekujących na nas fanów, przejazd samochodami przez miasto, a potem ten niezapomniany koncert, na którym ludzie wprost szaleli. Po jego zakończeniu fani nie chcieli nas wypuścić ze sceny i z hali, w której odbywała się impreza.
- W 1991 roku rozstałeś się z Clan Of Xymox. Dlaczego?
- Przestał mi odpowiadać kierunek, w którym Ronny zaczął prowadzić zespół. Podjąłem taką decyzję po wydaniu albumu „Phoenix”. Kierunek, w podążał zespół po wydaniu tej płyty był dla mnie nie do zaakceptowania. Odszedłem więc z zespołu razem z Anke Wolbert.
- W 1987 roku nagrałeś z Michaelem Brookiem wspaniały i niezapomniany album „Sleeps With Fishes”. Skąd pomysł na tą płytę?
-Ivo Watts-Russell był w posiadaniu taśmy demo, na której było kilka kompozycji, w których śpiewałem towarzysząc sobie na Korgu 800. Ivo zapytał mnie, czy nie nagrałbym albumu z tymi utworami i zasugerował, że mógłbym to zrobić z towarzyszeniem gitarzysty Michaela Brooka. Zgodziłem się.
- Dlaczego na „Sleeps With Fishes” znalazły się także wybrane utwory z albumu „Medusa” Clan Of Xymox?
- To były utwory, które ja skomponowałem dla potrzeb Clan Of Xymox, więc miałem prawo wykorzystać je tak, jak chciałem. A zawsze pragnąłem nagrać je tak, jak to sobie wyobrażałem, a nie tak, jak wyobrażał to sobie Ronny.
- Po odejściu z Xymox założyłeś grupę The First Contact…
- Ten projekt był moją reakcją na to, w jakim kierunku poszedł Xymox po albumie „Phoenix” i w jakich okolicznościach rozstałem się z tym zespołem. W latach 1992-1994 muzyka taneczna była na swój sposób eksperymentalna, a ja bardzo tęskniłem za eksperymentami muzycznymi. Bardzo mi tego brakowało w ostatnich 3-4 latach pobytu w Clan Of Xymox. Z The First Contact nie odniosłem jednak sukcesów.
-Kiedy doczekamy się nowych nagrań od Ciebie?
- Już niedługo! Właśnie nad nimi pracuję. Nigdy wcześniej nie odczuwałem takiej potrzeby komponowania, jak teraz. To moja druga, kompozytorska młodość (śmiech). Już niedługo powrócę z nowym materiałem.
- Dziękuję za rozmowę.
Foto: Facebook