Richie Ramone (ex-The Ramones)

Richie RamoneGrzegorz Szklarek
Wywiadu udzielił nam Richie Ramone, najwszechstronniejszy perkusista w historii The Ramones. Był także kompozytorem kilku nieśmiertelnych przebojów tej grupy. Właśnie ukazał się jego pierwszy album solowy "Entitled".

- „Entitled” to Twój pierwszy album solowy. Dlaczego zdecydowałeś się go nagrać dopiero po 30 latach w branży muzycznej?

- Od kilku lat nagrywałem taśmy demo i w końcu zdecydowałem się dać je do odsłuchania kilku osobom. Namówiły mnie, abym ten materiał opublikował, gdyż według nich są to bardzo dobre piosenki. Zdopingowany tak pozytywnymi opiniami pomyślałem: „Właściwie, czemu nie?”. I tak powstał ten album.

- Wiem, że cały proces nagrywania, a potem wydania „Entitled” był długi…

- Podstawowe wersje tych piosenek zostały nagrane w Nashville, zaś proces miksowania odbył się w Nashville. Byłem producentem tej płyty, więc cały czas musiałem nadzorować, czy wszystko brzmi tak, jak należy. Proces miksowania tych piosenek zajął dużo czasu, a następnych kilka miesięcy spędziłem na poszukiwaniu wydawcy. W sumie całość zajęła blisko dwa lata.

- Tytuł płyty został zaczerpnięty od tytułu jednej z piosenek. Czy ma ona dla Ciebie szczególne znaczenie?

- Tak, jak najbardziej. Utwór „Entitled” opowiada o tym, że czasem w życiu wpada się w dołek i trudno się z niego wydostać. Chodzi o to, aby wziąć kontrolę nad życiem w swoje ręce, zacząć walczyć, gdyż jesteś do tego uprawniony. Nie pozwól, by źli ludzie mówili Ci, że jest inaczej! Ta piosenka powstała na bazie mych osobistych, negatywnych doświadczeń życiowych. Tak jak i pozostałe, które stworzyłem na potrzeby tej płyty. Każdy kiedyś potrzebuje kopa w tyłek!

- Na „Entitled” znalazły się nowe wersje czterech utworów The Ramones. Dlaczego zdecydowałeś się na ich ponowne nagranie?

- Chciałem nagrać te utwory, które skomponowałem dla The Ramones, raz jeszcze po swojemu. Uznałem, że dwanaście nowych kompozycji to za dużo, a poza tym te piosenki są za dobre, by ich nie przerobić. I idealnie wpasowały się w zawartość „Entitled” - muzycznie i tekstowo.

- Jesteś jednym z trzech żyjących perkusistów The Ramones. Nie myślałeś, aby nawiązać z nimi współpracę i na przykład nagrać płytę?

- Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, gdyż mamy swoje projekty i żyjemy w różnych częściach Stanów Zjednoczonych. Nauczyłem się, aby nie wybiegać z planami w przyszłość, ale też nigdy nie mówię „nie”. Pożyjemy – zobaczymy. Na pewno byłby to interesujący projekt.

- Jesteś autorem jednej z najsłynniejszych piosenek The Ramones „Somebody Put Something In My Drink”. Utwór ten został nagrany przez wiele zespołów, w tym polską grupę metalową Behemoth. Jak Ci się wydaje: skąd taka popularność tej piosenki?

- Jest to po prostu fajna, wpadająca w ucho piosenka. Myślę, że wszystko w niej jest na miejscu: melodia i słowa. Natomiast śmieszna jest geneza tego utworu: pewnego dnia opowiedziałem Dee Dee Ramone historię, która przydarzyła mi się pewnej nocy w klubie. Dee Dee poradził mi, abym napisał o tym piosenkę. Jak to życie płata figle (śmiech).

- Byłeś jedynym perkusistą The Ramones, który śpiewał główne partie wokalne. Brałeś lekcje śpiewu?

- Nie brałem lekcji śpiewu, ale faktycznie: często ćwiczyłem i nadal ćwiczę struny głosowe, by utrzymać je w odpowiedniej kondycji. Nie jestem piosenkarzem w klasycznym znaczeniu tego słowa, ale jestem przekonujący w moim przekazie werbalnym. Nie ma ani odrobiny ściemy w tym, co robię!

- Joey Ramone kiedyś tak się wyraził o Tobie: „Richie uratował The Ramones. Jest on najwspanialszą rzeczą, jaka mogła się przydarzyć temu zespołowi, gdyż przywrócił nam ducha”. Co Joey miał dokładnie na myśli?

- Gdy do zespołu dołącza nowy muzyk, grupa dostaje zastrzyk nowej krwi, który pobudza ją do działania. To jak nowe narodziny dla zespołu. Gdy dołączyłem do The Ramones w 1982 roku, zacząłem się udzielać także jako kompozytor i wokalista, co wprowadziło pozostałych muzyków grupy na inny poziom. „Too Tough To Die” czyli moja pierwsza płyta z The Ramones, była powrotem tego zespołu do korzeni. Album ten charakteryzowało bardziej surowe i agresywne brzmienie niż to było na kilku wcześniejszych płytach.

- Dlaczego rozstałeś się z The Ramones w 1987 roku?

- Czułem, że nadszedł czas na nowe wyzwania. Kończył się nam kontrakt z wytwórnią Sire, a między mną a Johnnym narastały nieporozumienia. Do tego doszedł zatarg na punkcie podziału zysków ze sprzedaży pamiątek na koncertach. Za dużo negatywnych sytuacji jednocześnie.

- Kiedy patrzysz na lata spędzone w The Ramones, z czego jesteś najbardziej dumny, a czego żałujesz?

- Niczego nie żałuję, gdyż życie nauczyło mnie, że trzeba być twardym i podejmować bez wahania najtrudniejsze decyzje. Nie ma czasu na sentymenty bądź użalanie się. Natomiast jestem dumny z tego, że miałem szczęście być muzykiem jednego z najwspanialszych i najbardziej wpływowych zespołów w historii muzyki rockowej. Zawsze będę wdzięczny losowi za to, że miałem możliwość poznać tak wspaniałych ludzi i muzyków jak: Joey, Dee Dee i Johnny.

- W 2007 roku stworzyłeś niezwykły projekt. Nagrałeś siedemnastominutową suitę "Suite for Drums and Orchestra" z towarzyszeniem The Pasadena Pops. Możesz nam przybliżyć to wydarzenie?

- Zawsze chciałem zostać dyrygentem i pokierować 90-osobowym zespołem. Więc zaaranżowałem tę suitę i daliśmy nawet kilka występów. Rzeczywistość przerosła moje wyobrażenia. W orkiestrze symfonicznej pracuje się zupełnie inaczej niż w zespole rockowym. Pomimo to udało mi się połączyć oba te światy i planuję kolejne takie przedsięwzięcia w przyszłości. Jednak na razie chcę promować „Entitled” i ruszyć w światową trasę koncertową.

- Dziękuję za wywiad.

- Ja także dziękuję za rozmowę i chcę pozdrowić wszystkich fanów The Ramones oraz dobrej muzyki w Polsce. Wkrótce na pewno się zobaczymy!

Polityka prywatnościWebsite by p3a

Używamy plików cookie

Ta strona używa plików cookie - zarówno własnych, jak i od zewnętrznych dostawców, w celu personalizacji treści i analizy ruchu. Więcej o plikach cookie