- Na początek najważniejsze pytanie: co z nową płytą G.B.H.? Wasz ostatni album studyjny „Perfume And Piss” ukazał się w 2010 roku. Biorąc pod uwagę średnią wydawania przez Was płyt, chyba najwyższy czas coś opublikować?
- Zgadzam się z Tobą (śmiech). Tak, mamy 9-10 nowych kompozycji, które czekają na zarejestrowanie. Tuż przed ubiegłorocznymi Świętami Bożego Narodzenia graliśmy trasę z Rancid. Rozmawialiśmy z Timem Armstrongiem z tego zespołu, który prowadzi wytwórnię Hellcat. Tim jest bardzo zainteresowany wydaniem naszego nowego albumu. Problem polega na tym, że bardzo dużo koncertujemy i musimy znaleźć czas, aby nagrać nowy materiał. Ale bez obaw, sprężymy się i na pewno ta płyta ukaże się w tym roku.
- Będziecie grali nowe numery na nadchodzącej trasie koncertowej.
- Myślę, że jest to bardzo prawdopodobne.
- W ramach tej trasy przyjedziecie także na trzy koncerty do Polski. Pierwszy raz byliście u nas 20 lat temu. Jak wspominasz wizyty w Polsce, których od tamtej pory uzbierało się sporo?
- Zawsze się super bawimy w Polsce. Mamy tu oddanych fanów, zawsze się leje dużo wódki i poznajemy nowych przyjaciół. Jesteście jedną z najbardziej żywiołowych publiczności, dla jakich kiedykolwiek graliśmy. Zresztą nie jest to tylko moja opinia, ale także wielu innych artystów, których znam, a którzy grali w Polsce.
- Wolisz grać w małych klubach czy na dużych festiwalach?
- Lubię zarówno kluby, jak i festiwale. W klubach publiczność jest blisko ciebie, możesz ją dotknąć i natychmiast czujesz, jak ludzie reagują na to, co śpiewasz. Z kolei na festiwalach śpiewasz dla ogromnej ilości ludzi i możesz spotkać się i spędzić fajnie czas z innymi zespołami.
- Działasz na scenie punkowej od 35 lat. Jaki wydźwięk ma dla Ciebie słowo „punk” w 2013 roku?
- Uważam, że to słowo straciło na znaczeniu. Punk w 2013 roku to zbyt dużo wytwórni płytowych wydających przeróżne rodzaje muzyki punkowej: pop punk, post punk, crust punk, MTV punk, etc. Za dużo w tym kasy, sztuczności, pozerstwa. Kiedy my zaczynaliśmy był po prostu punk rock czyli rock and roll z odpowiednim nastawieniem. I nic się w tej kwestii dla nas nie zmieniło od 35 lat.
- Jaka może być tematyka tekstów zespołu punkowego w 2013 roku?
- W dużej mierze taka sama, jak kiedyś. Pewne sprawy, takie jak: polityka, problemy z pracą, pieniędzmi, zagadnienia sprawiedliwości społecznej czy tematyka antywojenna nie zmieniają się. Zmieniają się jednak czasy i wciąż dochodzą nowe tematy czy problemy, które należy poruszać. Na przykład upływający czas. Wśród nowych kompozycji są dwie dotyczące naszego wieku (śmiech).
- G.B.H. powstało w 1979 roku, ale pierwszą płytę „City Baby Attacked By Rats” wydaliście dopiero w 1982 roku, pod koniec popularności pierwszej fali punka. Dlaczego tak późno?
- W tamtych czasach było tak dużo kapel punkowych, że trudno było się przebić do mediów i, co ważne, zaprezentować coś ciekawego. Dlatego na początku skupiliśmy się na graniu dużej ilości koncertów. Uwagę na nas zwróciła mała wytwórnia Clay Records i zanim podpisaliśmy z nimi umowę był już rok 1981. Wtedy wytwórnie płytowe nie chciały ryzykować wydawania nowych albumów nieznanym zespołom, więc najpierw nagraliśmy ep-kę i kilka singli. Gdy okazało się, że cieszą się uznaniem fanów, wytwórnia postanowiła wydać nam album.
- I jakie było przyjęcie „City Attacked By Rats” przez fanów i krytyków. Nawet po 31 latach ta płyta robi ogromne wrażenie.
- No cóż…Większość krytyków przyjęła nas ciepło, ale byli i tacy, którzy się po nas nieźle „przejechali”. Jednak nas zawsze najbardziej interesowała opinia naszych fanów. A ta była, i jak wynika także z Twej wypowiedzi, jest nadal przychylna. Płyta sprzedała się wówczas bardzo dobrze i z tego co wiem, ludzie nadal ją kupują.
- Jak wspominasz cały ten boom na muzykę punkową na przełomie lat 70. i 80. oraz na początku lat 80.?
- To były dla nas szalone lata. W pozytywnym sensie tego słowa. Tyle się działo. Graliśmy mnóstwo koncertów, zjechaliśmy Wielką Brytanię wzdłuż i wszerz kilka razy. Dużo nagrywaliśmy, przygotowywaliśmy nasz debiutancki materiał. Jednocześnie spotykaliśmy na naszej drodze wspaniałe zespoły, cudownych ludzi. Była w tym wszystkim, w ludzkich zachowaniach jakaś prawdziwa szczerość. Później, w okolicach 1982-1983 roku, gdy scena punkowa w Anglii zaczęła nieco zamierać, pojechaliśmy do USA. Okazało się, że tam zagraliśmy aż trzymiesięczną trasę! Także mogę powiedzieć, że boom na punka trwał dla nas nieprzerwanie, nawet wtedy, gdy skończył się w Wielkiej Brytanii.
- Można powiedzieć, że boom na G.B.H. trwa już 35 lat. Gracie niemal bez przerwy, regularnie wydajecie płyty. Macie jakiś „złotą receptę” na długowieczność?
- Haha (śmiech). Niestety, nie. Gdyby taka istniała, byśmy ją sprzedawali ludziom za grubą kasę (śmiech). W branży muzycznej musisz być realistą. Szanse na to, że w ciągu jednej nocy staniesz się gwiazdą i zgarniesz milion dolców są jak jeden do miliona. Masz większą szansę na trafienie pełnej puli na loterii. Nie można oczekiwać zbyt wiele. Jednak najważniejszą kwestią jest bycie szczerym. Szczerym wobec siebie i swoich fanów. Wtedy możesz przetrwać nieco dłużej. Myślę, że w naszym przypadku ważne było też przeczucie. Przez te 35 lat odrzuciliśmy kilka ofert od dużych wytwórni i od ludzi, którzy wtedy nie wydawali się nam w porządku. I później okazywało się, że mieliśmy rację. Jest bardzo prawdopodobne, że gdybyśmy się z nimi związali, G.B.H. już by nie istniało.
- A propos wytwórni płytowych: jakie według Ciebie korzyści z bycia artystą nagrywającym dla labelu niezależnego?
- Cenię sobie kontrolę nad jak największą ilością aspektów dotyczących działalności zespołu. Gdy podpisujesz umowę z dużą wytwórnią, przejmuje ona wszystko. Tracisz kontrolę nad swoim zespołem, nie masz w nim nic do powiedzenia. Gdy my podejmujemy decyzje i są one błędne, przynajmniej mamy świadomość, że była to tylko nasza wina. Myślę, że to, co chcę przekazać, najlepiej oddaje wers z jednej z naszych kompozycji: „I’d rather die on my feet than be living on my knees”.
- Jak wygląda praca nad nowymi kompozycjami G.B.H.? Skąd bierzesz inspiracje do swych tekstów?
- Inspiracje biorę z otaczającego mnie świata. Czasem zapisuję sobie przypadkowo zasłyszane rozmowy bądź to, co usłyszałem w radiu bądź telewizji. Często moje teksty powstają z moich przemyśleń na temat tego, co widzę i słyszę naokoło mnie. Wszystkie spostrzeżenia, myśli zapisuję w małej książeczce. Czasem tworzą one tekst całej piosenki, a czasem tylko jej część. Gdy pracujemy na próbach nad nowymi kompozycjami patrzę sobie do tego notatnika i wybieram wersy czy słowa, które mi najbardziej pasują. I tak powstają nowe utwory: najpierw muzyka, potem teksty.
- Gdy patrzysz wstecz na te 35 lat swojej kariery muzycznej, z czego jesteś najbardziej dumny?
- Z tego, że wciąż jesteśmy razem, nagrywamy płyty i gramy dużo koncertów. Niemal każdego roku naszego istnienia dzieje się coś nowego dla nas. Na przykład w ubiegłym roku po raz pierwszy zagraliśmy w Rosji, Indonezji i Kolumbii. Kto mógłby sobie wyobrazić 35 lat temu, gdy siedzieliśmy w domu i próbowaliśmy zagrać najprostsze kompozycje, że kiedyś tam pojedziemy? Nawet nie wiem, czy wtedy wiedziałem, że istnieje taki kraj jak Kolumbia!
- Dziękuję za rozmowę.
- To ja dziękuję i zapraszam wszystkich na nasze lutowe koncerty w Polsce. Nie pożałujecie!!
Autor dziękuje Krzyśkowi Lachowi z Noise Annoys Booking Agency za pomoc w zorganizowaniu wywiadu.
G.B.H:
26.02.2013. Wrocław, Łykend
27.02.2013. Kraków, Kwadrat
28.02.2013. Warszawa, Remont (+ Sexbomba)
23 lutego ukaże się nowy album wrocławskiej punk-rockowej Prawdy zatytułowany "W Połowie Drogi Donikąd".
Z okazji ukazania się nowego albumu formacji Inkwizycja porozmawialiśmy z jej współzałożycielem, wokalistą i autorem tekstów Dariuszem "Ex Pertem" Eckertem.
Rozmowa z Wojtkiem Wojdą i Adamem Mikołajewskim z grupy Farben Lehre z okazji wydania nowego albumu "Achtung 2012".
Wrocławscy punkowcy powrócą na początku października z nowym albumem zatytułowanym "Tu Jest Prawda".
GosT oraz Svart Crown przyjadą do Polski na początku 2020 roku. Koncerty odbędą się 28 lutego w warszawskiej Hydrozagadce oraz 29 lutego we wrocławskiej Pralni.