Nieznany Wykonawca to wbrew nazwie zespół doświadczonych muzyków z Trójmiasta, którzy swoje pierwsze kroki muzyczne jeszcze w latach 90. Dziś jednak działają z nową energią, pomysłami. Niedawno wydali debiutancką płytę, zatytułowaną po prostu „Nieznany Wykonawca”, łączącą w sobie różne dorzecza muzyki rokowej. O szczegółach działalności grupy opowiedzieli mi wokalista i gitarzysta Jarosław C. oraz perkusista Paweł K.
MM: Z tego co wiem, początkowo miał to być Twój projekt solowy. Na jakim etapie były te piosenki były gotowe, zanim powstał zespół?
JC: Bardzo ciężko odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ to, co słychać na płycie, jest wynikiem pracy zespołowej. Początkowo były to raczej zarysy piosenek na gitarę i wokal. Gdy zaczęliśmy pracować nad nimi z Pawłem, zaczęło się to zagęszczać. A gdy dołączyły Krzyśki, wywróciliśmy to do góry nogami i zamknęło się to w takiej formie, w jakiej słychać.
MM: A potrafisz określić początek tego procesu, kiedy zacząłeś gromadzić te utwory?
JC: Kiedy rozpocząłem je zbierać, nie wiedziałem, że robię to z myślą o jakimkolwiek projekcie. Pierwszym pomysłem był ten, z którego zrodził się utwór „Stanął świat”, a miało to miejsce w 2002 roku. Przeleżał trochę w szufladzie (śmiech).
MM: Pytam, bo mam wrażenie, że tą płytą niejako odrabiasz nieskończoną lekcję z lat 90.
JC: Odrabiamy ją wszyscy w zespole. Muzyka lat 90. w naszym mniemaniu była emanacją końca muzyki lat 60. i 70. Wielu twórców z tego okresu przyznaje się do bezpośrednich inspiracji się tamtą muzyką. Czerpiemy z dziedzictwa rock and rolla tak jak nasi poprzednicy, którzy odwoływali się do jego korzeni, czyli do blues’a, gospel, country i jazzu.
PK: Odrabiamy też lekcję z przeszłości, z tego, co sami robiliśmy w latach 90. Nasza dojrzałość wynikająca z wieku pozwala nam wyciągnąć wnioski z popełnianych wcześniej błędów, które nie pozwoliły nam osiągnąć celów i spełnić marzeń, do których wówczas dążyliśmy. Dziś potrafimy obrać kierunek do nowych działań i – chyba mogę to przyznać w imieniu nas wszystkich – zaczęliśmy te marzenia spełniać.
MM: No właśnie - dopiero po przeczytaniu informacji prasowej, którą otrzymałem na temat waszego zespołu, zdałem sobie sprawę, że ponad 20 lat temu widziałem Cię nieistniejącej już telewizji Atomic. Śpiewałeś wtedy w grupie Crew.
JC: Tak było! W tamtym zespole grałem i śpiewałem zresztą razem z Krzyśkiem. Do tamtego okresu też nawiązujemy w Nieznanym Wykonawcy.
MM: Na płycie słychać różne odcienie Twojego głosu. Momentami przypominasz nawet Piotra Roguckiego.
JC: Dziękuję. O to zresztą chodziło, żeby zaśpiewać różnorodnie, pobawić się trochę barwami wokali. Jest falset, jest mocniejszy głos, jest delikatny wokal. Mogę zrobić pod tym względem, co chcę.
MM: A kiedy zaczęliście nagrania?
PK: Od momentu, kiedy zaczęliśmy wspólne działania w tym zespole, czyli od początku 2020 roku. ‘Pomogła’ nam w tym pandemia, bo mieliśmy więcej czasu, więc mogliśmy się spokojnie zamknąć w sali prób, zgrać się i zacząć tworzyć. Sam proces nagrywania się właściwie nie skończył, bo płytę wydaliśmy, ale już rejestrujemy kolejne utwory. Gramy je już nawet na koncertach. Zresztą wychodzimy z założenia, że nie ma sensu czekać na wydanie całej płyty. Możemy nagrywać kolejne utwory i je wypuszczać jeszcze zanim nagramy płytę.
JC: Technicznie pod tym względem wróciliśmy do lat 50., kiedy wychodziły single z 1-2 utworami, a dopiero z czasem po latach artyści zaczęli wydawać regularne albumy.
MM: Nawiązując po części do utworu, który zamyka płytę, czyli do „Never Let Me Down Again” z repertuaru Depeche Mode – oglądając wasze teledyski, mam wrażenie, że one są mocno corbijnowe.
JC: Na pewno są czarno-białe (śmiech). To też było poniekąd naszym celem. Podobnie jest z czcionką maszyny do pisania, której użyliśmy na okładce płyty. To wszystko miało nawiązywać w jakiś sposób do czasów minionych.
PK: Artur Sekura, który jest reżyserem i realizatorem wszystkich czterech teledysków, miał konkretną wizję dla tych obrazów. Przy pierwszym klipie dopiero docieraliśmy się z jego wizją na odwzorowanie naszych utworów, ale od początku daliśmy mu wolną rękę. Widząc efekty jego pracy wiemy, że była to dobra decyzja. Współpracując z tak wszechstronnym realizatorem, jak Artur, jestem przekonany, że konwencja kolejnych produkcji będzie się zmieniać.
MM: Przyznaję, że jednego klipu nie rozumiem – chodzi o ten do utworu „Spóźnione, lecz szczere”. Wydaje mi się odrobinę biblijny.
JC: Jest biblijny w tym kontekście, że ta piosenka mówi o koneksji z życiem pozagrobowym. A przekaz klipu jest podany bardziej w formie impresji, by w sposób intuicyjny opowiadać coś, czego nie jesteśmy w stanie jednoznacznie zdefiniować. Tak jest na przykład ze strachem w filmach Davida Lyncha – wystarczy wentylator i już jest jakiś niepokój. I w naszym teledysku właśnie chodziło o to, żeby nie był on rozumiany dosłownie. Zależało nam raczej na wywołaniu emocji.
MM: Zastanawiam się, czy nie przydały się jeszcze klip do utworu „W sieci”, którego wydźwięk jest bardzo współczesny.
JC: Mamy pewien pomysł na ten klip, natomiast nie będę go zdradzał. Mam nadzieję, że dojdzie do jego realizacji i Artur także i w niej nas wspomoże.
PK: To pierwszy pomysł, który przełamałby też konwencję czarno-białą. Z drugiej strony, czujemy, że pewien etap, jeśli chodzi o tę płytę już się zamknął.
MM: W utworze „Hej, mała siostro” zagrałeś techniką slide?
JC: To nie ja, tylko mój kuzyn Michał zagrał ten fragment. Poprosiłem go o dogranie kilku instrumentów do tych utworów. Tą partię akurat zagrał z długim delayem i dzięki temu ten dźwięk się ‘leje’. Stąd wrażenie slide’u. To jest gliss na gryfie, który wywołał podobne brzmienie.
MM: Płyta ma czas ‘winylowy’. Ukaże się na tym nośniku?
PK: Naszym pierwotnym zamysłem było wydanie tej płyty wyłącznie na winylu, bez CD. Nie jest to jednak prosta sprawa. Myślę jednak, że kolekcjonersko jest to przed nami. Mamy już koncepcję, jak ten winyl miałby wyglądać, zwłaszcza, że nasze zdjęcie wewnątrz jest kompletnie nieobrobione cyfrowo i wywoływane chemicznie. Poza tym ten powrót do winyla jest niezwykle krzepiący. Płyty na tym nośniku sprzedają się nie tylko wśród przedstawicieli naszego pokolenia i póki co – nie zanosi się chyba na koniec.
MM: Będziecie grali własną trasę koncertową?
JC: Tak, aczkolwiek chcemy się jeszcze trochę rozpędzić z tym materiałem. Dzięki różnorakim supportom mamy szansę to zrobić.
6 sierpnia ukaże się pierwsza płyta grupy Nieznany Wykonawca, w skład której wchodzą muzycy znani z kilku polskich zespołów.